Peru: Łowcy talentów
Podczas naszego pobytu, by pomóc młodym ludziom rozwinąć swoje zainteresowania, przygotowałyśmy ofertę różnych warsztatów.
Raz w tygodniu organizuję dla dzieci zajęcia artystyczne. Cieszą się one dużą popularnością, gdyż niektórzy oratorianie wchodząc oświadczają, że nigdy stąd nie wyjdą, a gdy zadzwoni dzwon oznaczający koniec zajęć, udają, że nie słyszą, a wychodząc zawsze pytają „a co będziemy robić w przyszłym tygodniu?”. Gdy usłyszą, że bransoletki to skaczą z radości, bo to ich ulubione zajęcie i choć czasami mają ich mnóstwo na rękach i nogach, nie przeszkadza to w niczym, by zrobić jedną więcej. Ja też rozwijam tu swoje hobby „zbieractwo”, wszystkie puszki, rolki, itp. gromadzę, aby potem „zrobić coś z niczego”. Czasami brakuje miejsca przy stole, ale to nikomu nie przeszkadza i dzieciaki wykonują swoje prace na podłodze. Sala po zajęciach często wygląda jak po wojnie, a dzieciaki często wychodzą kolorowe, bo przecież farby czy brokat świetnie prezentuje się na twarzy i innych częściach ciała, więc dlaczegóż by ograniczać się do malowania tylko po papierze.
Pewnego razu robiliśmy różańce. Jeden chłopiec imieniem Linz, wykonał taki i dumnie nosił go na szyi. Pewnego dnia udał się do kościoła ewangelickiego, gdzie powiedzieli mu, że powinien wyrzucić ten różaniec. Zdenerwował się bardzo, bo przecież jak może wyrzucić różaniec samodzielnie zrobiony i więcej tam nie poszedł, ale za to zaczął przychodzić do naszego kościoła, uczestniczył w katechezach i w lutym przyjął chrzest. To niesamowite, jak Pan Bóg potrafi różnymi drogami doprowadzić do siebie.
Dla starszych wieczorami organizowałyśmy warsztaty. Dużą popularnością cieszyła się gitara, chociaż ból palców szybko eliminował zawodników i wielu zakończyło swoją edukację po pierwszej lekcji. Byli też bardziej wytrwali, którzy zaklejali palce plastrami i wytrwale ćwiczyli. Niektórym udało się przetrwać trudne okresy i potrafią zagrać co nieco. Organizowałyśmy także zajęcia z rękodzieła, podczas których królowały bransoletki.
Zaistniały także inne warsztaty takie jak chór, tańce, kino, czy zajęcia kulturowe, niestety zostały znokautowane i wyparte przez dwie drużyny, które się uformowały, a mianowicie: gry w piłkę nożną i gry w UNO. Codziennie wieczorem toczą się rozgrywki z dużą dawką emocji. My także czasami gramy w piłkę, gdy strzelimy gola animatorzy śmieją się, że będzie padał deszcz i zazwyczaj się sprawdza.
Życie mnie tu nauczyło, że nie zawsze wszystko toczy się tak jakbym chciała, a schematy nie zawsze funkcjonują, ale najważniejsze jest by kroczyć do przodu i podążać za drugim człowiekiem. Cieszę się, że mogę tu być i towarzyszyć młodym ludziom w ich codzienności, pomagając im się rozwijać.
Beki, San Lorenzo