Nigeria: Mission impossible?
Nie wyście mnie wybrali, ale ja was wybrałem, abyście szli i owoc przynosili.
Gdyby nie te słowa prawdopodobnie nie przetrwałabym początku mojej misji w Ibadanie. Nie z powodu warunków, jedzenia czy ciężkiej pracy, ale tylko i wyłącznie z powodu moich ograniczeń. Codziennie przekonywałam siebie o tym, że przecież Bóg znał moje słabości jeszcze zanim mnie wybrał i posłał. Dzisiaj już nie muszę tego robić, wiem doskonale, że jestem tu wyłącznie z Jego woli. Zaakceptowałam swoje słabości, każdego dnia coraz bardziej akceptuję siebie- to co potrafię i to czego jeszcze nie umiem. Każdego dnia staję się innym, lepszym człowiekiem. Uczę się kochać bardziej, ufać w trudnościach, być bliżej drugiego człowieka i Boga z którym rozpoczynam i kończę każdy dzień. Dar codziennej Eucharystii i Adoracji jest największą łaską, jaką mogłam tutaj otrzymać. Każdego dnia, pomimo zmęczenia wstaję na poranną Mszę Świętą, by napełniać się tym, który jest ŻYCIEM! Żebym mogła ofiarować coś innym, pierwsze muszę sama to otrzymać, dlatego On przychodząc w białym opłatku, daje mi radość, uśmiech, cierpliwość, siłę i miłość. Po Mszy w refektarzu czeka śniadanie, potem modlitwa z animatorami i z dziećmi, aż w końcu możemy udać się do klas i rozpocząć lekcje. Ja zajmuję się przedszkolem, tutaj nazywamy to KG (skrócona wersja kindergarten), animuję czas najmłodszymdzieciom (2-6 lat).
Po skończonej modlitwie robimy kakao i z kubeczkami wracamy do swoich pokoi. To właśnie ten moment, nie mogę go przegapić. Do następnego wpisu…
M.
Nigeria, Ibadan