Pierwsze wrażenia z Sudanu Południowego

Pomyślałem, że pierwsze wrażenia są najważniejsze i tymi własnie chciałem się podzielić z Wami i choć to było kilka dni temu – czyli wieści nie są najświeższe –  to nie zmienia to faktu, że są prawdziwe :). Enjoy ! :)

Kolejna noc w Afryce. Za oknem piękny koncert świerszczy a w pokoju szum wiatraka, który będzie słychać całą noc pomimo tego, że w Sudanie jest teraz pora deszczowa (czyli ta chłodniejsza). Nie wiem do jakiej pory roku w Polsce porównać tutejszą, ale najprościej opisując to co widzę i czuje to: jest gorąco i od czasu do czasu pada deszcz. Dotarliśmy z Bartkiem do Juby wczoraj po południu i nagle to co wydawało sie zbyt wielkie do osiągnięcia stało się faktem. Afryka przywitała nas CIEPŁO.
Terminal na lotnisku trochę zatłoczony. Nie przez ilość ludzi a przez to, że jest bardzo mały i można by powiedzieć prowizoryczny. Wypada tu przypomnieć ,ze Sudan Południowy to najmłodsze państwo na świecie, powoli odbudowujące się po wieloletniej wojnie domowej.
Od momentu lądowania do momentu dostania wizy minęło pól godziny i zaraz potem wychodziliśmy z bagażami do miasta, gdzie czekał na nas Roonie – pracownik Don Bosco School. Uśmiechnięty i z różańcem na szyi- tak w skrócie go zapamiętam :). W oddali z samochodu widać było niebieskie dachy, które okazały się być dachami salezjańskich szkól, przedszkola i żłobka. Znak rozpoznawczy placówki salezjańskiej to dzieci biegające po boisku i placu zabaw i wkoło kościoła. Wszystkie szczęśliwe tak dosłownie – od ucha do ucha :). Stojąc obok tych grających w piłkę można było się domyślać, że wołają w swoim języku: Podaj, strzelaj, tu jestem… . W ciągu tygodnia można tu spotkać sporo ponad tysiąc dzieci w wieku od kilku lat do kilkanastu. Po tym co tu widziałem smiało mogę powiedzieć, że Salezjanie i Salezjanki robią tu NIEZŁĄ ROBOTĘ.

BEATIFUL PLACE WHERE CHILDREN CAN PLAY AND CAN PRAY
(Piękne miejsce gdzie dzieci mogą bawić się i modlić) Tak chyba najkrócej mogę opisać to miejsce i to chyba na mnie zrobiło największe wrażenie. Kolejnym pięknym przeżyciem był nasz wyjazd do Mori gdzie ksiądz Jacob odprawia Mszę Świetą w każdą niedzielę. Jest to mała wioska położona nad Nilem w której zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci – pod koniec celebracji ludzie przywitali nas oklaskami i radosnymi okrzykami w afrykańskim stylu.
Każda Msza Święta jak i Modlitwa Różańcowa odmawiana jest tu w kilku językach. Poliglotą jest tu co najmniej co druga osoba a niektórzy znają więcej języków niż mamy palców u jednej ręki; wiele spraw wygląda tu zupełnie inaczej i z tego co tu widzę to ludziom do szczęścia nie potrzeba pieniędzy a pokoju, kawałka ziemi i innych ludzi.

Ps. Doceńmy to co mamy i znajdźmy w tym ziarno szczęścia. Pielęgnujmy je by wyrosło. Mam tu na myśli byśmy nauczyli cieszyć się z drobnostek i dzielić nawet tym czego nie mamy zbyt wiele z tymi którzy nie mają tego w ogóle. Czerpmy radość z tego a nikomu już nie będzie potrzebny ani psycholog ani psychoterapeuta do szczęscia. Żeby dostawać trzeba dawać, wyszarpane na siłe sprowadzi samotność a przez to i smutek. Do szczęścia potrzebny nam człowiek, więc go szanujmy. Szanujmy nasze szczęscie mówiąc najprościej:).

na bloga