Namibia: być Aniołem Radości

Misyjna ścieżka księdza Mariusza Skowrona zaczęła się we wspólnocie salezjańskiej w Świętochłowicach. Najpierw prowadził oratorium, następnie został opiekunem wolontariatu i naturalnie „wsiąknął” w misyjny klimat, że w końcu sam wyjechał do Afryki. Na Czarnym Lądzie jest od ośmiu lat. Najpierw pracował 7 lat w Zambii, dokładnie w Chingoli, a następnie w Kabwe. Od niecałego roku jest w Namibii, w miejscowości Rundu.

O swoim misyjnym posłannictwie opowiadał Monice Zaborek.

Czym konkretnie Ksiądz się teraz zajmuje w Namibii?
Duszpasterstwem młodzieży i ogólną koordynacją pracy misyjnej w parafii. Centrum młodzieżowe jest zupełnie w innym miejscu niż mieszkamy, jest oddalone o 2 km od naszego kościoła. Parafia ma olbrzymi obszar i jest podzielona na 38 ośrodków duszpasterskich, 38 kaplic, 38 małych wspólnot parafialnych. To, że jestem odpowiedzialny za duszpasterstwo młodzieżowe oznacza, że odpowiadam za 38 ośrodków młodzieżowych na terenie Rundu. Ostatnia stacja misyjna jest oddalona aż o 150 km od naszego miejsca zamieszkania.

Jak Ksiądz został przyjęty przez mieszkańców, lokalną społeczność?
Wspaniale. Wspaniale, w miłej atmosferze, z otwartymi ramionami, z otwartymi sercami.

Czy ma ksiądz w pamięci jakąś szczególną misyjną historię, którą chciałby się z nami podzielić?
Zawsze ciężko wybrać jedno takie zdarzenie. Jest u nas w parafii dziewczyna o imieniu Cecylia, która bardzo się udzielała, była taką sekretarką, animatorką, pomagała nam w centrum młodzieżowym. Cztery razy już nie zdała matury. Podchodziła kolejny raz. Była rozczarowana samą sobą, że nie może przełamać tej złej passy, losu. Mówiła, że jeśli znów nie zda to może nawet popełni samobójstwo. Należała do takiej grupy modlitewnej Youth for Christ. Ja również uczestniczyłem w jej spotkaniach, przez co miałem okazję poznać los uczestników. Cecylia, nie chodziła do szkoły tylko przez cały czas sama przygotowywała się do matury. Dodatkowo cały czas żyła pod presją, mówiła, że to jej ostatnia szansa, że próbuje po raz ostatni. Wszyscy razem wspieraliśmy ją, mówiliśmy, że będzie dobrze. Powtarzaliśmy to przez cały czas. Ja widziałem ten jej lęk. Wiedziałem, że jest to dla niej sprawa życia i śmierci. Dodatkowo mieszkała ze swoją dalszą rodziną, która wspierała ją finansowo, przez co czuła się dzieckiem drugiej kategorii. Jej egzaminy to było wydarzenie całej naszej wspólnoty, ale udało się. Zdała egzaminy, złożyła papiery na studia, właśnie skończyła pierwszy semestr. To była także wielka radość dla mnie, jako salezjanina – taki uśmiech w tej naszej pracy duszpasterskiej.

107_4416

Czyli faktycznie da się komuś podarować taką iskierkę?
Tak. Dokładnie. Taką iskrę, która zamieni się w płomień właśnie w kontekście tych wszystkich problemów młodych, którzy nie mogą ukończyć szkoły, zdobyć edukacji.

Wraca Ksiądz teraz do Namibii?
Wracam. To jest mój dom… Moje miejsce.

Czym jest dla księdza praca misyjna?
Czuję, że Bóg mi błogosławi w tej pracy misyjnej. Cieszę się, że jestem narzędziem w ręku Boga i daje mi odczuć, że Jego zbawienie dokonuje się także przez moje ręce. Jestem teraz, można powiedzieć, duszpasterzem młodzieży głoszącym Ewangelię. To jest moje główne zadanie w tej chwili. Muszę znaleźć sposób jak nadać oblicze naszemu duszpasterstwu. Cieszę się, gdy widzę owoce pracy, głoszenia Ewangelii. Głoszenie jej rodzi wiarę i jest ona wewnętrzną siłą dla młodych ludzi, którym pomaga powstać z marazmu, jakiejś słabości i rozpocząć nowe życie. I ja widzę tę przemianę w ich życiu. Odbudować życie, przynieść Boga i nadzieję – jest radością misjonarza. To, że młodzież mnie przyjmuje, akceptuje z moim humorem, salezjańskim byciem, napawa mnie dodatkowym entuzjazmem. Ta radość do mnie wraca. Nawet będąc tutaj, w Polsce mam kontakt z niektórymi z nich. Czuję się po prostu ojcem duchowym tej młodzieży. To właśnie Ewangelia przynosi trwałą radość.

Obecnie ks. Mariusz przebywa na wakacjach w Polsce i od dwóch tygodni każdego dnia wnosi dużo uśmiechu i radości także do naszego krakowskiego biura.

Obejmij modlitwą tego misjonarza