„A od zwykłych rzeczy naucz się spokoju”

Jest coś niezwykłego w spacerowaniu do Kościoła w całkowitej ciemności, gdzie jedynym źródłem światła są rozgwieżdżone niebo i latarki ludzi zmierzających na poranną Mszę Świętą. To jedyna pora, kiedy można odczuć lekkie podmuchy chłodnego wiatru – cały dzień bowiem żar leje się z nieba i klimat jest prawdziwie pustynny – zwłaszcza teraz, kiedy mamy apogeum pory suchej i temperatura wykracza daleko poza 40 kresek.

Jak wygląda mój typowy dzień?

Po porannej Mszy Świętej i wspólnym śniadaniu, udajemy się do oddalonej o 2 km od naszego domu szkoły. Tam dla wszystkich studentów i pracowników dzień rozpoczyna się uroczystym apelem z odśpiewaniem hymnu narodowego* i oczywiście, jak to przystało na placówkę salezjańską – słówkiem na dzień dobry.

W miarę możliwości i wolnego czasu w godzinach przedpołudniowych pomagam w pracy administracyjnej szkoły – podsumowując listy obecności, sprawdzając egzaminy, projektując i drukując certyfikaty, pisząc sprawozdania etc. Ze względu na braki w kadrze, zostałam również nauczycielem 7-osobowej grupy studentów II roku drukarstwa, dla których częścią obowiązkową zajęć jest podstawowy kurs obsługi komputera.

Czasem bywa tak, że ogarnia mnie szał sprzątania – Ci, którzy znają mój pedantyzm, mogą się domyślić, jaka to dla mnie radość poukładać coś w szafkach we właściwej kolejności:) Tak więc odgrzebuję zapomniane skarby ze szkolnego magazynu lub, tak jak aktualnie, rejestruję niemal 4000 książek, układam wg kategorii i  przygotowuję szkolną bibliotekę na uroczyste otwarcie.

Popołudniami, mój czas należy do chłopców ulicy. Jak już wspominałam, na potrzeby programu używamy pomieszczenia należącego do szkoły, dlatego możemy z niego korzystać, kiedy kończą się lekcje. Jako że potrzeby chłopców są naprawdę podstawowe, związane głównie z niedożywieniem i problemami zdrowotnymi, serwowany jest im skromny posiłek ( bułka ze sproszkowaną chałwą – ar. tahaniya), a trzy razy w tygodniu organizowane jest opatrywanie ran. I, nie ma się co oszukiwać, te dwa punkty programu cieszą się największym zainteresowaniem. Trochę gorzej, jeśli chodzi o obecność na organizowanych dla nich zajęciach. Jeśli chodzi o sport, nigdy nie narzekamy na małą liczbę uczestników, zwłaszcza jeśli mowa o ukochanej tu przez wszystkich piłce nożnej:)

Zajęcia z języka angielskiego i matematyki mają uzupełnić braki edukacyjne i wyposażyć w elementarną wiedzę. Nie są to takie typowe lekcje przy tablicy i z kredą w ręce, bo bariera językowa nie pozwala mi się swobodnie komunikować, a poza tym koncentracja chłopaków jest też mocno zachwiana przez zmęczenie, głód czy konsekwencje używek. Tak więc to bardziej nauka przez zabawę, gry, rysowanie, wyświetlanie filmów i inne tego typu kreatywne metody.

Zajęcia z higieny i zdrowego stylu życia, cieszą się, ku mojemu zaskoczeniu, całkiem sporym zainteresowaniem. Sobota jest dniem czystości, przeznaczonym na kąpiel oraz pranie ubrań, a dla mnie powodem do przekonywania wielu uparciuchów, że dbanie o podstawową higienę jest absolutną koniecznością. Wyświetlanie krótkich filmów pokazujących zgubne skutki uzależnień może nie odnosi jakichś spektakularnych sukcesów i często są one wyśmiewane, zwłaszcza przez starszych chłopaków, ale faktem jest, że kilkoro z nich rzuciło nałóg wąchania kleju.

Zajęcia plastyczno-muzyczne są prawdziwą kopalnią talentów. Mimo, że większość chłopców nie ma dobrze wykształconych umiejętności manualnych, jak prawidłowe trzymanie kredki, używanie nożyczek – nawet w prostych kreskach i krzywo nakreślonych liniach widać spory potencjał, a przede wszystkim niezłą wyobraźnię. Przykre jest jednak to, że z wielu prac wyłania się smutny świat, ogarnięty wojną, gdzie przeważają ciemne, jednorodne barwy. Jednego dnia, na moją prośbę, aby narysować coś, co najbardziej kojarzy im się z Sudanem Południowym, efekt był następujący:

  • 10 czołgów z lufą wycelowaną w ludzi
  • 2 helikoptery
  • cała masa uzbrojonych po zęby żołnierzy SPLA (Sudan People’s Liberation Army – tł. Ludowa Armia Wyzwolenia Sudanu)
  • 4 Kościoły
  • 1 szkoła z podpisem „home s dOn Bosco” ( pisownia oryginalna)
  • 3 krowy
  • 1 żyrafa ( pojęcia nie mam, jak komuś Sudan Południowy może się kojarzyć z żyrafą :))

Na każdym kroku widać ogromną krzywdę, jaka została wyrządzona mieszkańcom Sudanu Południowego. Mimo zawieszenia broni, pokój nie jest tutaj sprawą gwarantowaną, a wspomnienia z przeszłości są żywe i sprawiają, że wiele osób wciąż żyje tu w strachu.

Być może te właśnie trudne doświadczenia przekładają się na to, że tutejsi ludzie potrafią cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy. Mimo tego, że każdy dzień jest do siebie bardzo podobny, ta radość, szczerość, pomoc sobie nawzajem i relacje z drugim człowiekiem mnie niezmiennie zadziwiają. I tej właśnie radości z najprostszych rzeczy, której próżno szukać w naszym „rozwiniętym” świecie, chciałabym się od nich nauczyć.

————————————————————————————————————————————-

* „ Oh God, we praise and glorify You
For Your grace on South Sudan.
Land of great abundance
Uphold us united in peace and harmony.

Oh Motherland, we rise raising flag with the guiding star
And sing songs of freedom with joy.
For justice, liberty and prosperity
Shall for ever more reign.

Oh great patriots! Let us stand up in silence and respect,
Saluting our martyrs whose blood cemented our national foundation.
We vow to protect our nation!

Oh God, bless South Sudan!” [1]
South-Sudan-National-Anthem


[1] Słowa Hymnu są niezwykle poruszające i w momencie, gdy śpiew wydobywa się z gardeł ok. 300 studentów, naprawdę ciarki gwarantowane. Nie będę się tu silić o nieudolne tłumaczenie na polski, kto ciekawy – znajdzie.