Nie zawsze tak, jak byśmy chcieli…
Na początek bardzo bym chciała podziękować siostrom, lekarzom i pielęgniarkom ze szpitala na Pacacie w Cochabambie. W szczególności siostrze Gracjanie i Kasi, które uświadomiły mi, że nawet w dalekiej Boliwii nie jestem sama!
A teraz o tym co się działo u nas w Tarija po moim powrocie. Ponieważ już jutro zaczyna się szkoła, zaczęliśmy przygotowywać się do lekcji, powtarzać materiał, który sprawiał trudność w ubiegłym roku. A popołudniami chodziłyśmy do dzieciaczków, ponieważ jedna z pań ma teraz wakacje.
W czwartek natomiast w uroczystość świętego Jana Bosco dzieci miały do narysowania sny naszego Janka, co sprawiło im trochę trudności, ale podołali. A potem oglądnęliśmy filmik o życiu świętego. Była również piosenka.
Wczoraj natomiast z okazji karnawału i kończących się wakacji zorganizowałyśmy bal karnawałowy. I tu napotkałyśmy na niezrozumienie i barierę kulturową. Wszyscy oczekiwali jakiś pokazów tańca i nikomu nie podobała się nasza muzyka, a swojej nie chcieli przynieść. Tak więc nikt nie chciał tańczyć. Na początku wszystkim pomalowałyśmy twarze, ale zaraz dzieci zaczęły przychodzić z czystą twarzą i mówić, żeby pomalować ich jeszcze raz, bo się zmyło (tak naprawdę chcieli po prostu coś innego). Przygotowałyśmy kilka zabaw (udało nam się przeprowadzić dwie). Jako pierwszą przeprowadziłyśmy grę w krzesła i tu nasze zdziwienie- nie wyszła. Dzieciaki w trakcie gry odchodziły lub dochodziły. Tak więc za jednym razem brakowało krzeseł dla dwóch osób, a za drugim starczyło dla każdego. Następnie chciałyśmy wprowadzić taniec z balonem, ale ponieważ jest czas karnawału dzieciaki zużywają balony do moczenia się. Tak więc ważniejszy był sam balon niż tańczenie… Poddałyśmy się i po prostu zaczęłyśmy tańczyć same. DJ Kaja puściła Twista i po chwili dołączyło się do nas kilka dziewczynek i tak w takiej małej grupce dotrwaliśmy do końca zabawy. Nie wyszło, ale ja się bawiłam bardzo dobrze
Manuela Ciszek
Tarija, Boliwia