Święta, Święta
Będzie to mój ostatni wpis przed dłuższą przerwą świąteczną.
Listopad i grudzień są w Peru miesiącami wielu świąt. Mieliśmy więc wtedy bierzmowanie młodzieży m.in z naszej szkoły, czwarte urodziny wolontariatu “Młodzi bez granic“, wyjazd na małe “misje” do biednych wiosek i oczywiście Wigilia z chłopakami z domu. To wszystko sprawiło, że ciężko było mówić o nadmiarze wolnego czasu, ale także był to czas niezwykle inspirujący. Szczególnie wyjazd na “misje” i Wigilia z chłopakami były bardzo pouczającym czasem.
Wszystko jednak zaczęło się od bierzmowania. Sala zapełniona prawie 2500 ludźmi. Prawie 300 dzieciaków czekających na sakrament. Dużo napięcia i mnóstwo emocji. To wszystko pod dachem sali widowiskowej w promieniach mocnego, górskiego słońca. Nawet biskupi i księża udzielający bierzmowania dobrze odzwierciedlali różnorodność Peru ( dobrze to widać na jednym zdjęciu gdy pięciu kapłanów siedzi za ołtarzem). Część osób wzięła mnie za zawodowego fotografa i dostawałem “zlecenia” zrobienia zdjęcia jakiego chłopaka. Oczywiście nie miałem okazji wyjaśnić, że ja tu jedynie jestem gościem ale dla rozgorączkowanych rodziców nie było czasu do tłumaczenia czegokolwiek
Całkiem miło było także na urodzinach “Młodych bez granic“. Jest to grupa ok 25 młodych Peruwiańczyków, którzy chcą pracować na rzecz ewangelizacji i pomocy najbardziej potrzebującym. Jest to o tyle godne podziwu, że sami wolontariusze często są dość ubodzy, ale i tak z zapałem i siłą chcą działać dla bliźnich. To właśnie z nimi pojechałem na małą “misję“…
Wyobraźcie sobie by wyjechać w górskie, niedostępne regiony Peru, w miejsca gdzie jesteście pierwszymi białymi od wielu wielu lat. Przybywacie do ludzi, którym Europa nic nie mówi (nie wspominając nawet o Polsce), do ludzi tak pochłoniętych pracą i zaspokajaniem podstawowych potrzeb, że nawet Święta Bożego Narodzenia wydają się czymś odległym. Mi przypadło w udziale opowiadanie dzieciakom z tych wiosek o przybyciu Jezusa na ten świat. Trudno opisać jakie to uczucie, gdy ja gringo mogę składać tym drobnym, bezbronnym istotom życzenia z okazji narodzin Boga. Razem z nami na miejscu pojawili się studenci medycyny z jednego z peruwiańskich uniwersytetów ( to stąd na jednym ze zdjęć widać klauna). Prezenty, słodycze także bardzo przypadły dzieciakom bardzo do gustu. Ja dostałem samolocik, który jednak “podałem dalej” z prośbą by prezent nie poleciał dalej niż marzenia i siły małego chłopca, który samolocik ode mnie otrzymał. Wracając razem z peruwiańskimi wolontariuszami zrobiliśmy sobie mały wyścig zbiegając kilka kilometrów po stokach sporej góry
Innym “mocnym ” wydarzeniem była Wigilia z chłopakami z domu. Przez siedem miesięcy pracy z nimi mieliśmy “lepsze i gorsze” momenty. Gdy jednak przyszło do składania im życzeń i wręczania prezentów, wszystko co złe poszło w niepamięć. I tak właśnie być powinno. Wiem, że będę za nimi bardzo tęsknił i kiedy w końcu znowu ich zobaczę zapewne się bardzo ucieszę, a proces zapominania tego, co złe będzie mocno postępował i bardzo dobrze.
Przez jakiś czas będzie mi ciężko pisać kolejne wpisy, ale obiecuję, że jeżeli dostanę gdzieś komputer na dłużej niż 1h to nie tylko wyjaśnię swoje milczenie, ale też poczęstuję Was kolejną porcją zdjęć i relacji z Peru. Wesołych Świąt
Wasz Ozzie