Wyjątkowa codzienność

Dni mijaja bardzo szybko, czas pedzi i wciaz wiele sie dzieje. Coraz czesciej slowo ‘nowe’ zamieniam na ‘codziennosc’, oczywiscie wyjatkowa codziennosc. Jednak wciaz nie przestaje odkrywac i poznawac nieznanych mi dotad obrazow nigeryjskiej rzeczywistosci. Kazde z nich staram sie chlonac i zapisywac w pamieci. Tak tez bylo z wizytami w szpitalach, ktore wywarly na mnie duze wrazenie.

W ostatnim czasie, wraz z pracownikiem socjalnym z salezjanskiej placowki, odwiedzilismy dwa szpitale by spotykac sie z chorymi. Jak wyglada rzeczywistosc medyczna? Trudno jednoznacznie odpowiedziec na to pytanie. W dwoch roznych miejscach moim oczom ukazaly sie dwa, zupelnie do siebie niepodobne, obrazy.

Szpital Uniwersytecki w Centrum Ibadanu

Sprawia wrazenie bardzo duzego, w jego sklad wchodzi kilka budynkow. Jest to jeden z lepszych szpitali, gdzie czesto przywoza chorych, ktorym nikt nie potrafil pomoc, z nadzieja, ze tu dostana jeszcze szanse by wyzdrowiec. Wydawac by sie wiec moglo, ze oczywistoscia sa tu wysokie standardy, jednak rzeczywistosc okazala sie zaskakujaca.

Powoli, malymi krokami przestepuje prog oddzialu. Wchodze do srodka i widze jak ludzie kieruja swoj wzrok w nasza strone. Jednak nie to przykuwa moja uwage, ide dalej. Wchodzimy do oszklonego pokoiku, przechodzimy kolejnymi drzwiami do miejsca przypominajacego wielkoscia maly kantorek, czy spizarke. Okazuje sie, ze to sala chorych. W pomieszczeniu mieszcza sie tylko dwa male ‘lozka’ dzieciece. Z trudem porusza sie tam nawet pielegniarka. Nie byla to jedyna taka sala, choc byly takze i wieksze, gdzie przygotowanych bylo kilkanascie miejsc dla chorych. Wyobrazenia o przestrzennym, wygodnym dla pacjentow, sterylnym, czystym szpitalu rozplynely sie w mgnieniu oka. Odrapane sciany, zaniedbane sale, brud – nie trzeba bylo sie wpatrywac by to zobaczyc. Bardzo trudno bylo wyobrazic sobie jak w takich warunkach mozna leczyc ludzi. Jednak nie przeszkadza to lekarzom, czy pielegniarkom, by z otwartym sercem i usmiechem troszczyc sie o chorych. Czegos brak? – Mozna przeciez wykorzystac cos innego w zamian.

Sasiadujacy z naszym domem szpital siostr Dominikanek

Budynek polozony na terenie nalezacym do siostr Dominikanek, jak i pozostale budynki, do ktorych nalezy ich dom i kaplica. Z zewnatrz wszystko wyglada bardzo pieknie. Zadbany trawnik, kwiaty, rowno przyciete krzewy… Poruszona widokiem poprzedniego szpitala bylam przygotowana na podobny widok i w tym miejscu. Jednak nie tylko na zewnatrz wszystko bylo zadbane, ale ku mojemu zdziwieniu, w srodku rowniez. Wchodzac tam od razu mozna bylo zauwazyc roznice- to miejsce az lsnilo czystoscia. Kierujemy sie w strone sal, by odwiedzic kilku chorych. Miejsce bardzo skromne, jednakze lozka rowno zascielone, kazdy pacjent ma dodatkowo swoja szafke i mimo, iz na sali miesci sie naprawde duzo lozek, jest tam wystarczajaca przestrzen, by moc w spokoju wracac do zdrowia.

Po co to wszystko?

To, z czym przyszlismy do chorych nie bylo materialne. Jaki byl zatem cel? Rozmowy, wsparcie, nie zabraklo rowniez modlitwy, co bylo dla mnie niesamowite. Mimo, iz czesc pacjetnow byla innego wyznania – wspolnie modlilismy sie o ich zdrowie, dziekowalismy za otrzymane laski.

To wlasnie jest najcenniejsze, co mozemy dac drugiemu czlowiekowi.

 

Jak sprawic by codziennosc byla wyjatkowa? Dawac siebie innym- to najlepsza recepta na bycie szczesliwym :-)

Asia

P.S od Ani: Gdzie we wspolczesnym swiecie misje sa najbardziej potrzebne? Wszedzie! My jestesmy w Nigerii, a Gregory- kleryk z Ibadanu, jedzie do Wielkiej Brytani. Dlaczego? Bo Europa XXI w. Takze potrzebuje misji- w szczegolnosci swiadectwa wiary mlodych ludzi, ‘swietych w trampkach’.

P.S od Kamili: Na zajeciach talent development robimy dzis laurki. Dzieci zmagaja sie z tektura, nozyczkami i kolorowymi mazakami. Pod koniec zajec Peter (jeden z uczniow) oddaje nam swoja prace. Otwieramy laurke, na ktorej widnieje napis ‘God bless Poland’…

P.S od Agnieszki: Dzis konczy sie tydzien, juz trzeci naszego obozu a co za tym idzie polmetek juz dawno za nami. W takim momencie wlasciwe sa slowa z ksiegi Koheleta, ze kazda rzecz ma swoj czas, bo czas obozu to blogoslawiony czas doswiadczen, spotkania z drugim czlowiekiem i przede wszystkim doswiadczania Boga od 6:30 rano, do 23:00, kiedy konczy sie dzien.