Z łopatą w ręku można wiele
O pracy przy budowie Kościoła w sektorze E – 3, oddalonym od naszej placówki o 10 km oraz relacjach ludności z wolontariuszami i uczniami DON BOSCO. Na naszym blogu ostatnio nie wiele się dzieje, a to za sprawą budowy Kaplicy, która wielkością jednak bardziej przypomina Kościół. Idea budowy wypłynęła z dwóch stron. Od ks. Andrzeja, Salezjanina i tamtejszej grupy ludzi, która nazwała się grupą pro – templo. W zasadzie opisywanie tego wszystkiego to karkołomne zadanie, lecz jednak w tym czasie było sporo zdarzeń o których warto wspomnieć, gdyż wydają się być pouczające. Budowa Kościoła to zadanie by się wydawało Boże. Więc wszystkim stronom chcącym działać Pan Bóg powinien dać wielkie i niewyczerpane siły. Zdawać się może, że wszystko przebiegnie bez problemowo. A właśnie guzik prawda. Na każdym etapie pojawiały się trudności i problemy. A to nie ma drucików, a to brakuje desek a to…. Nie dość, że brakowało materiałów budowlanych to trzeba i powiedzieć, brakowało ludzkich rąk do pracy. Nie ludzkich słów, bo tego pod dostatkiem, ale o ludzkie „pika” – ludzki pęd i zdolność działania. Nie mam zamiaru krytykować, bo i nie o to chodzi, chcę jednak przybliżyć jak to człowieka uczy taka praca pro – publico bono.
Cel był jeden, skończyć tyle ile się da, do 8 grudnia. Także uwijaliśmy z chłopakami ze szkoły jak się da, by tylko zrealizować ukończenie zamierzonego etapu. I tak naszym celem strategicznym było pokrycie dachu. Z dnia na dzień prace postępowały, oczywiście często u wszystkich pojawiały się głosy zwątpienia, po co to?. Jednak zgrana grupą byliśmy i zawsze był ktoś kto potrafił pchnąć robotę do przodu. Zadaniem ludzi było przygotowanie i wysprzątanie na zbliżającą się inaugurację. I to zadanie szło opornie. Do tego stopnia, że w dzień kiedy miała się obyć Msza Św. w wewnątrz zalegał piach po kostki pomieszany z różnego rodzaju odpadami. My robimy swoje, a ludzi do tych prac ni widu ni słychu. Więc pod presją czasu, Ja i Jacek chwyciliśmy za łopaty i zaczęliśmy ogarniać piach. Wywołało to lekkie oburzenie chłopaków, którzy w tym czasie byli na rusztowaniach i kończyli dach. Twierdzili Oni, że to robota ludzi i to na nich spoczywa odpowiedzialność za to. I niewątpliwie mieli rację. Tylko to nie był już czas na tłumaczenie i argumentację, ale działanie. I tak trzeba się było ukorzyć i zabrać do roboty, bo jak się zwykło mówić, sama się nie zrobi. I wiemy, że to Ci ludzie mają być świadomi swojej roli, której dopiero się uczą. Była też obawa, że mogliśmy tylko dopomóc lenistwu, jednak z czasem pojawiający się ludzie z narzędziami do pracy dają cień satysfakcji, że sens tego co robimy zostanie choć dostrzeżony.
szymon k