PALMASOLA cz. I
Dwa razy w tygodniu pracuje jako opiekun-wychowawca w przedszkolu.
W trakcie czytania tego zdania, pewnie wyobrazacie sobie kolorowe hustawki, zjezdzalnie, wielkie obrazki na scianach i rozbiegane maluchy. Dobrze. Teraz kuchnia i jadalnia. Kilkadziesiat plastikowych miseczek, talerzykow, kubeczkow I wielki gar zupy. W lazienkach umywalki dostosowane do niskiego wzrostu dzieci, ubikacje bez drzwi, aby zapobiec zatrzasnieciu sie w srodku. W oddali leniwie przezuwajace trawe konie, male domki I ludzie migrujacy z jednego miejsca w drugie. Mozemy powiedziec, ze wyobraznia podsuwa obrazki, ktore sa zgodne z rzeczywistoscia. Wspaniale! Witajcie w Palmasoli. Zamieszkuje ja 5 tysiecy wiezniow. Mamy tu m. in. pawilon dla kobiet, mezczyzn, sektor o zaostrzonym rygorze, izolatki I przedszkole.
Wysoki mur, z ktorego co jakis czas wyrasta wieza straznicza wydaje sie byc nieskonczenie dlugi. Probuje dostrzec jego koniec, ale piach unoszony przez silny wiatr zamazuje mi obraz i podraznia oczy. Jest potezny. Nie zylam w czasach komunizmu, ale widzac ludzi czekajacych na wejscie z wizyta do Palmasoli, tak wlasnie wyobrazam sobie kolejki po chleb I maslo. Ogromne ilosci. Niektorzy graja w karty, inni jedza, rozmawiaja. Czasami slychac odglosy jakiejs klotni lub szamotaniny- ludzie chca jak najszybciej wejsc do srodka I zobaczyc sie z bliskimi, maja dosc stania w upale I smrodzie.
Wchodze do srodka jako wolontariuszka, nie musze tak dlugo czekac. Policjanci w zielonych mundurach przygladaja mi sie uwaznie, prosza o dokumenty. Mimo zgryzliwych uwag, ze fotokopia paszportu nie ma zadnego znaczenia, udaje mi sie przejsc przez furte. ¡Listo! (Gotowe!).
Za kazdym razem witaja mnie slowa “Ciooooociu, ciociu! Jak dobrze, ze jestes!”
“Zycie jest piekne i wielkie dopiero wtedy, kiedy sie je komus oddaje. Badzcie odwazni! Najwyzsza radosc przynosi milosc, ktora nie wnosi pretensji, w bezinteresownym oddaniu sie milosci do braci.”
Magda