Stąd czy stamtąd? Jakaś różnica?

Przychodza takie dni, kiedy zastanawiam sie:
czy to co robie jest potrzebne?
czy aby na pewno stawiam krok do przodu, a nie cofam sie?
czy ja tu w ogole pomagam?
czy nie patrza na mnie jak na bialego dziwaka?

Ale zawsze wtedy pojawia sie KTOS lub wydarza sie COS, co rozgania ciemne chmury nad moja glowa i wskazuje jasne slonce . To jak ujrzec cudowna, kolorowa tecze po dlugim, ulewnym deszczu . Chocby na pare sekund . Taki widok leczy wszystkie “bole” .

Po 3 tygodniach (jak to przelecialo!) zauwazam juz nie tylko to, co piekne i zachwycajace, ale tez to, co brzydkie, brudne, zaniedbane, bolace, smutne i zwyczajnie trudne . Moj swiatopoglad i wszelkie oczekiwania runely jak zamek z piasku . Teraz krok po kroku ucze sie wyzbywac wszelkich oczekiwan . Ucze sie jak zyc z dnia na dzien . Jak radzic sobie z mnostwem zmian, ktore co chwila sie pojawiaja . Jak je akceptowac . Jak stawiac im czola .Hermana Maxi wciaz powtarza: “Na nic sie nie nastawiaj . Niczego nie oczekuj . O nic sie nie boj . Obserwuj i podazaj za innymi . Kieruj sie sercem . Nie mysl zbyt duzo, a dzialaj .  Rozmawiaj . Pomagaj . Kochaj . BADZ .”

Na tym polegaja MISJE . Krotkie slowo, a jak wiele definicji zawiera . Jak daleko i gleboko siega . Jaki ciezar i odpowiedzialnosc niesie w sobie . Jaka daje radosc i nadzieje . Kazdego dnia odkrywam nowe znaczenia slowa MISJE . Zostalam powolana do bycia misjonarka swiecka . BOG poslal mnie do Bolivii . Potrzebowal moich rak, moich ust, mojego serca , CALEJ MNIE, by zasiac nowe ziarno – Milosci i Wspolnoty .
MISJE, to droga wyboista,  kreta, ze slepymi uliczkami, brudnymi zakamarkami, ale jednoczesnie przepelniona zapierajacymi dech w piersi widokami, miejscami, ludzmi o wielkim sercu i pieknej duszy .

. . .

Kazdego dnia w moja strone skierowane sa setki spojrzen . Obserwuja kazdy moj ruch . Patrza na mnie oczy ciemne i ciekawe . Oczy pytajace i zamyslone . Oczy Boliwijczykow idacych waska uliczka, wychodzacych ze swoich domostw, ze sklepow, siedzacych w restauracji . Oczy boliwijskich dzieci bawiacych sie na poboczu, schowanych pod stolikiem, wygladajacych spod lawki koscielnej .
I wiem, ze mysla sobie – “Ona jest STAMTAD” .
Stamtad, czyli SKAD??

Ostatnio uslyszalam, ze na pewno nie jestem Polka – “Jestes Urugwajka albo Wloszka” (nie wiem czy to dobrze czy nie)

Jeszcze nie jestem STAD . Ale cicho marze o tym, ze ktoregos dnia zaakceptuja mnie i zaprosza do swojego zycia . Bede cierpliwie
czekac (cierpliwosci ucze sie tutaj kazdego dnia)

Oczywiscie jest wielu ludzi, ktorzy obdarzaja mnie ogromna zyczliwoscia; z daleka machaja reka, krzyczac: “Hola Katia, como estas?!” i cieplo przytulaja na powitanie . Mimo ogromnej biedy, szeroko otwieraja swoje drzwi, czestuja wszystkim, co najlepsze w ich domach  . Wspaniali ludzie o ogromnych sercach . Mysle, ze dzieki nim wiele sie tutaj naucze .

. . .

Co obecnie robimy?
Organizujemy szkolenia i spotkania dla “naszych” kobiet, by mogly poczuc sie wartosciowe, potrzebne i wazne . Spedzamy czas z dziecmi, uczac sie nowych gier i zabaw hiszpanskich, przeplatanych tymi z  Polski (dzieciaki przepadaja za chusta KLANZY!) .  Caly czas tworzymy dom dla kobiet samotnie wychowujacych dzieci; zaopatrujemy sie w sprzety niezbedne do uruchomienia przydomowej piekarni, pracujemy nad “upiekszaniem” naszego domu (obecnie trwaja prace remontowe) . Wlaczamy sie w zycie mieszancow naszej dzielnicy, uczestniaczac w roznych uroczystosciach, spotkaniach, wydarzeniach . Wizyty w domach pozwalaja nam lepiej przyjrzec sie tutejszym warunkom zycia, poznac mentalnosc ludzi, ich potrzeby, problemy, ale i radosci .

boliwia_santacruz_kkorczyk_2012-08-21_3