“It’s OK!” Czyli relacja z English and Drawing Camp
23 uczniów o niespożytej energii i z nieustającym uśmiechem na twarzy oraz 5 opiekunów wyruszyło na 6-dniowy English and Drawing Camp.
Plan obozu zakładał nie tylko naukę angielskiego ale również dawał dzieciom czas na wytchnienie oraz wspólne zabawy. Rano o godzinie 7.30 planowo miała rozpoczynać się gimnastyka, jednak w praktyce poranna toaleta zabierała więcej czasu i z kilkunastominutowym opóźnieniem uczniowie stawiali się na miejscu. Pierwsze ćwiczenia oddechowe prowadziła miejscowa pielęgniarka a następnie pałeczkę przejmowała Ania i prowadziła ćwiczenia ruchowe. 8.00 czas na śniadanie czyli tradycyjnie zupa mleczna i kromka chleba lub bagietka z ciasta podobnego do naszych pączków. Jeszcze godzinka na leniuchowanie i można zaczynać pierwsze zajęcia. O godzinie 10.00 Ania prowadziła lekcje rysowania. Na początku używając tylko ołówka, następnie wyjaśniała jak używać cieni żeby nasz rysunek był bardziej wyrazisty natomiast na ostatnich zajęciach korzystaliśmy tylko z ciepłych kolorów by przedstawić otaczający nas krajobraz. Wszyscy z powaga podeszli do zadania co dało imponujące efekty, każdy obrazek był inny i każdy był równie wyjątkowy. Czas na trochę praktycznych zajęć, dzieci uczyły się jak po angielsku zamawiać jedzenie w restauracji, kupować ubrania czy planować urodziny. Gry i zabawy pomagały dzieciom opanować materiał, uczyć się nowych słówek i sprawiały że nauka niebyła tylko teorią. Bardzo ważną częścią zajęć było czytanie książek po angielsku i opowiadanie o nich nauczycielowi. To co z pewnością mogę powiedzieć to że dzieci do perfekcji opanowały używanie wyrażenia It’s OK. Nieważne co się działo, jakie pytanie padło, odpowiedz była tylko jedna: It’s OK.
Punkt 12.30 lunch. Miałyśmy okazję kosztować typowej mongolskiej kuchni i nasunęła nam się jedna myśl: ogólna zasada obowiązująca przy gotowaniu to zmieszać wszystko razem i polać tłuszczem. Jednak muszę przyznać że jedzenie było wyjątkowo dobre i nawet podawana do lunchu herbata z mlekiem i solą wydawała się pasować do posiłków. Po lunchu szaleństw ciąg dalszy czyli wszelkiego rodzaju zabawy, gra w babingtona, wspinanie się na drzewa bo nagle lotka znalazła się na najwyższej gałęzi, rozgrywki w piłkę siatkową czy po prostu gra w karty. Następnie chyba najprzyjemniejsza część lekcji a mianowicie śpiewanie piosenek. Można było usłyszeć takie hity jak „I love you like a love song” Seleny Gomez( nr 1 wśród dzieci), „Lazy song” Bruno Marsa i oczywiście nie zastąpionego Justina Biebera. W ciągu dnia miałyśmy również volunteers time czyli godzinę do zagospodarowania wedle uznania. Pierwszym pomysłem było zrobienie prezentacji o Polsce. Dzieciaki z wielkim zainteresowanie słuchały naszych opowiadań o rodzinnym kraju i wzdychały na widok zdjęć. Uczyłyśmy również tańca belgijskiego(to była chyba jedyna rzecz która potrafiła zmęczyć dzieciaki). Dzień kończył się koło godzinny 22.00, po nocnym słówku wszyscy już lekko zaspani myją zęby w małym źródełku wody na dworze.
Każdy dzień mimo niezmiennego harmonogramu zajęć był pełen niespodzianek. Zawody siatkarskie we wtorek, wyjście nad rzekę w środę czy dyskoteka w czwartek. Każda chwila była pełna radości i mimo iż dzieci poznały się parę dni przez campem to widać było że bardzo dobrze czują się w swoim towarzystwie. Co najważniejsze cieszyły się że z naszej obecności a dla nas to była wielka przyjemność pracować z nimi. Już dziś mogę powiedzieć że na zawsze pozostaną w moich myślach i sercu.
Gosia