Chuqui!!!
Wczoraj po powrocie ze szkoły Efrain oznajmił mi, że dziś na zadanie domowe ma do napisania terror (z hiszp. horror). Chłopiec jest w drugiej klasie, więc zdziwił mnie, co najmniej niepedagogiczny pomysł profesorki.
Znając mało inteligentne pomysły zadań domowych tutejszych profesorów, przyjęłam, iż jest to możliwe. Tak, bywa, że dzieci w 4 klasie mają za zadanie wypisać cyfry od 1 do 1000, albo skopiować czytankę wraz z obrazkiem.
Ów terror Efrain musiał napisać na zgiętym w harmonijkę pasku sztywnego papieru. Okazało się, że ma on już pewien zamysł i rys opowiadania, i nawet rozpoczął pisanie swojego dzieła w szkole. Przeczytałam pierwsze dwa zdania, i brzmiały one następująco: Była sobie kiedyś lalka, która miała na imię Chuqui ( czyt. Ciuki). Chuqui zabiła chłopca o imieniu Luis.
Te dwa zdania zawierały całą historię, i zajmowały pół z ośmiu stron, jakie musiał wypełnić opowiadaniem Efrain. Wytłumaczyłam mu, więc, że opowiadanie musi być dłuższe, że musi opisać jak wygląda Chuqui i jak załapała swoją ofiarę. Tłumacząc to wciąż nie mogłam nadziwić się iście idiotycznemu pomysłowi profesorki, zwłaszcza, że Efrain pochodzi z rodziny gdzie ojciec zamordował matkę.
Jednak słowa nauczyciela są tu święte i każdy bez dyskusji wykonuje najbardziej absurdalne pomysły dydaktyków. A pomysły potrafią mieć naprawdę oderwane od rzeczywistości i niemające na celu nic innego jak pokazanie, kto rządzi. Przykład? Uczniowie w każdym zeszycie muszą mieć zrobioną piękną pierwszą stronę tzw. caratule. Bywa jednak ze caratule muszą być gotowe na drugie zajęcia, a gdy przychodzi do trzecich, zmienia się prowadzący przedmiot. Każdy profesor wymaga by specjalnie dla niego przygotowano nową pierwszą stronę, by mógł przybić na niej swoja pieczątkę z wielkim prof.przed nazwiskiem. Po czym po tygodniu następuje druga zmiana nauczyciela i uczniowie znów rysują caratule. Tak pół miesiąca od rozpoczęcia roku szkolnego boliwijscy uczniowie wciąż kaligrafują pierwsze strony zeszytów.
Nie chcąc by mały wchodził w szczegóły zbrodni Chuqui na Lusie, postanowiłam postawić na opisy krajobrazu, bądź samej lalki. Tłumaczę, więc znów Efrainowi, że musi opisać, jaka była, Chuqui, jakiego koloru, z włosami, bez, z zębami… itp. itd.…, na co autor opowiadania, znudzonym głosem odpowiada, że nie, on tego nie będzie pisał, bo to ma być terror…
Tak staliśmy w punkcie wyjścia, a było już dość późno i zapowiadało się siedzenie na sali do późna.
Rozpoczęłam, więc układanie opowiadania sama, najpierw próbując pobudzić myślenie Efraina, a na końcu po prostu dyktowałam mu, co ma napisać. Byliśmy już w połowie opowiadania, gdy okazało się, że wcale nie musi napisać horror, a po prostu opowiadanie i zrobić do niego rysunek. Ulżyło mi jednak, że to nie był pomysł profesorki. Nasz praca była już całkiem zaawansowana, tak, więc w grę nie wchodziło pisanie historii od nowa.
Zamysł był taki, że w starym opuszczonym domu koło Tupizy mieszka lalka Chuqui. Chłopcy z miasteczka, co sobotę jeżdżą tam rowerami by bawić się w chowanego. Przyszedł moment by opisać, w jakich pomieszczeniach ukryli się poszczególni chłopcy. I tak mówię do Efraina, żeby napisał: Victor ukrył się w kuchni. Na co Efrain odparł, że imię Victor to nie pasuje… no to zasugerowałam mu żeby użył imienia Abel. Abel też nie może być. No to … nie wiem…, jakie imię chce. Na co Efrain z rozdziawioną buzią myśli, jak by imię to miało mieć jakiś szczególny wyraz, znaczenie.
Doprowadziłam historię do momentu, kiedy akcja musiała stać się groźną, tak, aby opowiadanie było faktycznie horrorem. Mówię do Efraina, że teraz wchodzi Chuqui i że to jest jego część. Znów nastąpiło długie myślenie, przerywane skakaniem i obrotami chłopca wykonywanymi na środku sali. Ostateczne mistrz około godziny 20 napisał zakończenie, które brzmiało mniej więcej tak: Chuqui doprowadziło chłopca do płaczu, uderzając go pięścią w nos, po czym zabiło. Od tej pry w opuszczonym domu o północy słychać trzęsienie ziemi.
Ostanim etapem było nadanie szaty graficznej. Wspólnie wymyśliliśmy jak miałaby wyglądać Chuqui. Ja dla nadania jej grozy narysowałam sznur z pętlą na szyi, na co Efrain stwierdził, że szalik mu się podoba.
Tego dnia odrabianie lekcji zakończyliśmy tuż przed godziną 22. Na moje słowa, że już późno, mały zapytał czy zaraz zrobi się jasno… I jak go nie lubić
Malwina