To droga jest celem
Umilowani! Temu zarowi, ktory posrodku was trwa dla waszego doswiadczenia, nie dziwcie sie sie, jakby was spotykalo cos niezwyklego, ale cieszcie sie, im bardziej jestescie uczestnikami cierpien Chrystusowych, abyscie sie cieszyli i radowali przy objawieniu sie Jego chwaly.
List sw. Jakuba 4, 12 – 13
To prawda. W poniedzialek 29. sierpnia 2011 dotarlam do Ziemi Obiecanej tego swiata. Nie znajduje innych slow na okreslenie miejsca, w ktorym dokonuje sie moja misja. Poslanie mnie, marnej, w progi tej malowniczej i bogatej w dobro krainy, pozostawia na moich ustach slowa uwielbienia. Psalm 81 slysze, kiedy sie budze, i kiedy klade sie spac.
Dotarlam do San Lorenzo, po 5 dniach podrozy: 32 godziny w autobusie na linii Lima – Tarapoto. Nastepnie 3 godziny – Tarapoto – Yurimaguas. Po trzydniowym odpoczynku i przygotowywaniu do odmiennego juz klimatu (w Limie zima oznacza chmury, wiatr i wilgoc, w selvie klimat obecny prezentuje sie nastepujaco: 35 stopni Celsjusza, miejscami deszcze i duzy stopien wilgoci), wyruszylysmy motorowka Huallaga Express do San Lorenzo. Przywital nas skwer, malowniczy port i chaty z liscmi palmowymi na dachach. Wokol wpatrujace sie w nas, gringas, twarze i tetniace zycie (mimo – morderczego moim zdaniem – upalu).
Pierwsze chwile w San Lorenzo to poczucie ciaglego slonca, potu i niezrozumienie jezyka. Lima przyzwyczaila mnie do wyraznej odmiany hiszpanskiego. Ponadto calkowicie odmienne, kolorowe i pyszne jedzenie – owoce, ryby i soki. Rzecz jasna nic nie wypiera slynnego w Peru kurczaka (pollo!). Oratorium przy parafii, w ktorej mieszkam, sciaga codziennie kilkadziesiat mlodziezy. Drugie natomiast, w ktorym pracuje codziennie –okolo 60 – 70 dzieci w roznym wieku i o kompletnie roznych temperamentach i pomyslach na zabawe. Nic jednak nie zastapi usmiechow niños z bosymi stopami, czarnymi wlosami i `Hermana! Hermana!`na ustach. Tak, jestem tutaj siostra. Czuje sie niezaprzeczalnie jak mama tej 70 – tki maluchow. Do dyspozycji naszego OARTORIUM mamy murowana kaplice z drewnianymi lawkami i kawalek terenu skoszonej trawy, na ktorej wbite pale tworza (calkowicie prawdziwe dla wszystkich nas) boisko do siatkowi i pilki noznej. Poki co biegamy po trawie, oczekujemy dalszego przebiegu sytuacji – byc moze betonu. Codziennie biegamy za pilka, uczymy sie czytania, pisania i rysowania. Urozmaicamy czas zabawa: nurkowaniem w studni, by ratowac pilke, gaszac pozar trawy otaczajacej oratorium i lapaniem salamandry, biegajacej po kaplicy. I choc, wracajac z tego, tak bliskiego i waznego dla mnie, spotkania z NOWA RODZINA, marze o prysznicu i Mszy. W koncu to zblizy mnie do nastepnego dnia – w ktorym znow spotkam te dziesiatki usmiechajacych sie twarzy.
W niedziele oratorium tworzy z nas wspolnote modlitwy. Przychodza dzieci, sasiad z naprzeciwka i kobiety, wcale nie w obcasach, z torebka i pomalowanymi paznokciami, ale z niemowlakiem pod reka. Swietnie wykonane, przez naszych oratoryjnych zuchow, obrazy zapelniaja z niesamowitym tempem sciany kaplicy Martina de Porres. Lada dzien na bramie powieszona zostanie i tabliczka powitalna.
Moja radosc wzmaga takze `amigo`. Codziennie po obiedzie wyruszam do malego domku, na ktory sklada sie zadaszenie z blachy i kawalek materialu tworzacy sciany. Mieszka w nim mezczyzna, niepelnosprawny, ktoremu codziennie zanosimy obiad. Jego `BUENOS DIAS, SENIORITA, BUENOS DIAS, SENIORITA! GRACIAS, SENIORITA, GRACIAS SENIORITA!` – powtarzane kilka razy, sprawia, ze usmiecham sie jeszcze szerzej.
Przesylam pozdrowienia od ananasow, bananow, marakui, juki, ryb, slonca, poteznej rzeki Marañon, hamakow, palm, kurzu i setek oczu, wpatrzonych w moje – inne, bo niebieskie.
Nie bez powodu w mojej glowie czai sie Camino de Santiago. Obiecany powrot na droge sw. Jakuba jest coraz blizej. Poki co, czerpie z doswiadczenia Camino 2009. Wciaz powtarzam slowa: `To droga jest celem` i staram sie wychwytywac kazde drzewo – ktore daje cien, kazdy kamien – ktory uwiera, kazdego mijajacego pielgrzyma – ktory niesie bogactwo swoich doswiadczen, kazde albergue – zwiastujace ukojenie, kazda kaplice – pozwalajaca na niepowtarzalne spotkanie, i kazda mysl o Katedrze sw. Jakuba – ktora ukazuje cel wedrowania.
Buen Camino entonces …