Czas pożegnań
W ostatnią noc odbyło się zorganizowane przez nas ognisko. Pojawiło się ponad 40 osób. Tańczyliśmy i śpiewaliśmy dookoła ognia. Każdy animator otrzymał od nas małe Pismo Św., płytę DVD ze zdjęciami z Summer Campu oraz wydrukowane zdjęcie z krótkim tekstem. To był TEN CZAS. Jedyny i niepowtarzalny.
Potem przenieśliśmy się do kościoła, bo zaczęło padać i tam spędziliśmy całą noc. Ponownie graliśmy, śpiewaliśmy, tańczyliśmy i rozmawialiśmy. Jeden z animatorów wspomniał, że nie chciałby w przyszłości zostać wolontariuszem i wyjechać do innego kraju. Dodał, że mając na przykładzie naszą sytuację, obawia się, że musiałby zostawić zbyt wiele osób, którym tak trudno byłoby poradzić sobie z tęsknotą. W duchu pomyślałam sobie, że jako wolontariusz jestem w tej samej sytuacji. Poszliśmy spać przed 6 nad ranem, aby na 7 wstać na Mszę. Zatem musieliśmy zebrać maty sprzed ołtarza i przygotować miejsce na przybycie księdza, który na tę okazję założył koszulkę z napisem „Polska”. Tym razem na Mszy pojawiło się więcej osób niż zazwyczaj.
A tuż po niej nastał czas pożegnań i wyruszyliśmy do Don Bosco Fambul. Pośpiesznie spakowałyśmy nasze rzeczy, aby już za chwilę udać się na lotnisko. Ku mojemu zaskoczeniu 7 animatorów, trzymając to wcześniej w tajemnicy, przyjechało do nas i razem z Basią i Łukaszem wyruszyliśmy w trasę do portu, aby potem udać się na lotnisko w Lungi. Ze względu na niesamowite korki, które w żaden sposób nie przypominają tych w Polsce, bo na jednej ulicy jeżdżą samochody, poda-poda i maszerują setki ludzi, udało nam się dotrzeć na prom 5 minut przed odpływem. W Lungi każdy milczał. Wszyscy wiedzieliśmy, że są to ostatnie wspólnie spędzone chwile.
Kasia