Hermano Mario i jego motor
Około dwadzieścia lat temu siedział jeszcze w barze jako standardowy „macho”, pijany i z kuflem piwa w ręce. Zaniedbywał swoją rodzinę, nie był w legalnym związku. Jak na Peruwiańczyka zarabiał świetnie, ale cóż z tego skoro wszystko przepijał. W każdym razie w oczach kolegów był kimś. Niestety tylko w oczach kolegów. Pewnego dnia wracał ciężarówką ze swoim kolegą i ulegli wypadkowi. Leżał sparaliżowany w szpitalu (należy tu dodać w Peruwiańskim szpitalu i to 20 lat temu!) Generalnie bez szans. Jednak Bóg miał dla niego inny plan. Tego dnia Hermano Mario zaufał Bogu, że może mu pomóc i zaczął swoją przygodę z Bogiem. Bóg uzdrowił go. Ożenił się, zaczął dbać o swoję rodzinę i dzisiaj jest tym niewielkim procentem przykładnego małżeństwa w Peru.
Obecnie ma 50 lat i mieszka w odległym sektorze miasta. Ma kawałek swojej ziemi, chatkę z maty trzcinowej i obecnie wiedzie mu się bardzo słabo. Ziemia nie rodzi tak jak powinna, warzywa chorują, krowy nie dają tyle mleka ile powinny lub zdychają. Bóg doświadcza Go bardzo, ale on nie poddaje się i dziękuje Bogu za wszystko, a w dodatku, kiedy tylko ma czas pomaga w kościele i stara się ewangelizować. To jemu pomagam przygotować ludzi do ewangelizacji. Również dzięki niemu, możemy tworzyć nową wspólnotę w i innym sektorze miasta, ale aby tam dojść musi przejść 10km na nogach. Jego rower zepsuł się kilka lat temu i nie ma pieniędzy na nowy. Zatem znowu dzięki waszej pomocy mogliśmy kupić mu motor, który pomoże w tym, aby Ewangelia była głoszona tam gdzie dotrzeć dotąd nie mogła. Dziękujmy Bogu z całego serca za tak oddanych ludzi. Dziękujemy, że możemy pomagać im rozwijać się duchowo. To był wspaniały widok widzieć wzruszenie i niedowierzanie tego człowieka. Ale to co uderzyło mnie najbardziej i przebiło moje wątpliwości co to tego pomysłu, aby kupić mu motor. Wiecie co, On nie wsiadł na ten motor, aby go próbować, nie oglądał, nie dotykał tylko pobiegł do kosćioła i przez kilkanaście minut dziękował Bogu za ten dar.