Wielkie otwarcie
Dzis byl wielki dzien- otwarlismy nasz gabinet! Choc nie mamy jeszcze wszystkich sprzetow, ktore zaplanowalismy (bo jak Wam pisalam trudno tu niektore rzeczy dostac kupic wiec czekamy na realizacje zamowien a nawet na dowiezienie niektorych sprzetow z Polski) postanowilismy juz rozpoczac dzialalnosc w gabinecie. W koncu to nasze rece, wiedza i serca sa najwazniejsze Kiedy przybylismy o godzinie 8.30 rano by otworzyc drzwi gabinetu zastalismy juz spora kolejke czekajacych pacjentow. To nas oczywiscie pozadnie zagrzalo do pracy! Odwiedzili nas ludzie w kazdym wieku-od mlodych sportowcow ze skreceniami do ”staruszkow” (tak sie tu okresla ludzi w podeszlym wieku-“viejitos”) z reumatyzmem. Moje zmeczenie mowi mi, ze zrobilismy “kawal dobrej roboty”. Radek tez jest zmeczony bo jego silne lapki przemasowaly szereg plecow z bolem, wyszykowaly kolejny sprzet, a glowka wymyslila ciekawe rozwiazanie stworzenia obrotowych bloczkow do UGUL-a z bloczkow nie obrotowych wkrecanych do sufitu (innych nie znalezlismy do kupienia). To co mnie zmeczylo dodatkowo to ogromny wysilek umyslowy podczas prob zrozumienia co komu dolega i jeszcze wiekszy gdy staralam sie wytlumaczyc niektore cwiczenia. Moje dziewczyny z fizjo wiedza jak trudno nieraz wytlumaczyc po polsku pacjentowi zeby “podwina miednice”, zrobil retrakcje szyjnego czy wyrownal lordoze ledzwiowa a co dopiero kulejacym hiszpanskim:P Nasza siostra starala sie pomagac ale nie mogla przeciez spedzic z nami calego czasu w gabinecie jako tlumacz-ma jeszcze swoje obowiazki. Dla tego za chwile ide ten wysilek odespac A na nastepny dzien w gabinecie przygotowuje juz sobie sciagi i mini slowniczek… Jutro mamy jeszcze wazna wizyte domowa. Ale od poczatku. Pewnego pieknego slonecznego dnia szlismy z mim mezem przez blota i wertepy (nie, nie pomylilam sie-nawet jak jest mega slonko to jest zawsze tez mega bloto-sami domyslcie sie dla czego) kupic PAN (to slowo w slowniku oznacza CHLEB a w rzeczywistosci BULECZKI) na kolacje. Gdy pani z pobliskiego sklepiku nas zobaczyla, a wlasciwie Radzika wykazala swoj wielki podziw dla jego zwinnosci w poruszaniu sie wozkiem po tym trudnym terenie. Dodala tez, ze maja w rodzinie mlodego chlopaka, ktory tez jezdzi na wozku ale tak dobrze to on sobie nie radzi. Po krotkiej rozmowie wiedzialam, ze to mowa o tetrusku (kto nie zna tego slowa niech sie mnie zapyta po powrocie). No i mamy jutro “pierwszy kontakt”! (odsylam do lektury www.far.org.pl coz to takiego “pierwszy kontakt”-kto nie wie). Czekamy teraz z niecierpliwoscia na wszystkie kolejne wydazenia-nasza misje sie rozkreca!!!