Znowu pada!

Cześć.

Tak się zbieram i zbieram do popełnienia kolejnego wpisu jak przysłowiowa sójka za morze. Chciałem już coś napisać o zambijskiej „stolycy”, czyli Lusace, którą ostatnio po raz kolejny odwiedziłem, zbierając nowe doświadczenia. Ale może o Lusace będzie następnym razem. Tymczasem – tak jak w zeszłym roku – impulsu do nowego wpisu dostarczyła sama pogoda, przesyłam więc wiadomość meteorologiczną.

Dziś w Chingoli spadł pierwszy od miesięcy deszcz! Późno – w zeszłym roku pierwszy opad mieliśmy 4. października, czyli bez mała miesiąc wcześniej. Taka sytuacja jest podobno nietypowa i nawet najstarsi miejscowi górale kręcą głowami i twierdzą, że coś jest nie w porządku. Widać globalne zmiany pogodowe nie omijają nikogo i niczego.

Tak, czy siak – późnym popołudniem, około godz. 16 w końcu zaczęło padać (w rzeczy samej już od paru godzin chmurzy się, błyska i pada lub lekko siąpi). Radość udzieliła się wszystkim, bo – widzicie – pora deszczowa jest bardziej „upierdliwa” od suchej, ale po pół roku łykania kurzu każdy może mieć dosyć. Tańczących ludzi na ulicach może nie było, ale każdy u nas stanął przynajmniej na chwilę na werandzie, lub w oknie, gapiąc się na spadające z nieba krople i wdychając zapomniany zapach deszczu. Ja też patrzyłem, wdychałem i nawet trochę zmokłem – ale tutaj zmoknąć na tym pierwszym deszczu w sezonie uważane jest za błogosławieństwo i zwiastun szczęścia. Tylko nasze koty były niemiło zaskoczone (małe są jeszcze i znają tylko porę suchą), zwinęły się w kłębki i spoglądały nieufnie spode łbów na to, co się dzieje.

Tak więc trwa (przynajmniej chwilowa) radość, bo:

  • Oczyści i odświeży się powietrze! Deszcz wypłucze zeń chyba całe tony pyłu, kurzu i popiołu z wypalanych traw, dzięki którym mieliśmy wprawdzie zjawiskowo purpurowe afrykańskie zachody słońca, ale ileż można tak ciężko oddychać?
  • Zazieleni się jeszcze bardziej. Wprawdzie drzewa i krzaki, nie czekając na deszcz, same zaczęły wypuszczać nowe liście i kwiaty, jak tylko zrobiło się gorąco – ale teraz to wszystko zacznie rosnąć na dobre, około stycznia będziemy mieli już małe dżungle, trzymetrowe trawy i jaskrawozielony busz.
  • Nasze menu wzbogaci się m. in. o miejscowe grzyby (nie są ani trochę tak smaczne, jak polskie borowiki, czy rydze, ale za to są WIELKIE) oraz fantastyczne mango i avocado. Suszone gąsienice, zwane ifishimu albo katapilas zastąpione zostaną świeżymi… nie wiem, po co to piszę, bo i tak nie lubię ich jeść.
  • No i zaczną na wyścigi rosnąć wszystkie zasiane rzeczy, w przypadku naszej farmy – pomidory, kukurydza i kapusta.

Niedługo pewnie znów zaczniemy narzekać, ponieważ:

  • Głębokie dziury w ulicach zmienią się w jeszcze głębsze błotniste kałuże, a niektóre dzikie drogi zrobią się zupełnie nieprzejezdne.
  • Awarie sieci elektrycznej i wyłączenia prądu zaczną zdarzać się często i regularnie.
  • Burze będą zagrażać wszystkim urządzeniom elektrycznym, które nie zostały w porę odłączone od zasilania i komputerom, które nie zostały w porę odłączone od sieci.
  • Niejednego dnia będzie duszno, pochmurno i ponuro, a przy odrobinie pecha będzie można cholernie zmoknąć (ew. wrócić do zalanego do połowy pokoju, jeśli zapomniało się zasunąć okno).

Na razie jednak cieszę się z deszczu dudniącego o dach. Niezależnie od innych wspomnianych rzeczy, zambijska pora deszczowa najbardziej ze wszystkiego przypomina polski lipiec…

 

A tak z szybkich newsów:

Niecierpliwe oczekiwanie na nowego dyrektora, o którym wspominałem w poprzednim wpisie, zakończyło się, nasza cierpliwość została nagrodzona. Ks. Sławek zabrał się z ogromną energią i duchem do robienia porządków w całym Centrum. I bardzo dobrze. Jest co porządkować, jest co zmieniać, zaś entuzjazm póki co udziela się innym i powoli scala naszą tutejszą wspólnotę. Tak trzymać!

Ja zaś datę swojego porządnego odpoczynku odsuwam i odsuwam, ale przynajmniej już mam zaklepane, ze jeszcze w tym miesiącu pojadę oglądać osobliwość przyrodniczą w postaci niezliczonych stad nietoperzy migrujących wraz z początkiem pory deszczowej do parku narodowego Kasanka. Nie wiem, jak będzie, ale jak o tym nie napiszę to macie prawo mnie zglebić :)

Z pozdrowieniami,

Kuba