Miałem trochę czasu, to przyjechałem, czyli co my narobiłyśmy?
Dwanascie miesiecy, brzmi jakby to bylo duzo, a minelo jak z bicza trzasnal. Dopiero co pakowalam do pierwszej w nocy walizke, zeby o trzeciej nad ranem wsiasc do samochodu i pojechac pedem na lotnisko w Pyrzowicach. A teraz, jak ktos zapyta: „Jak bylo?”, to ja nie wiem co odpowiedziec… Bo tyle tego bylo! Byly rozne etapy, byly radosci i smutki, byla zabawa i bylo zdenerwowanie, byla pewnosc i byla obawa. Wszystkiego bylo po troche. Jedno wiem na pewno: tego czasu za nic w swiecie bym nie oddala!
W sumie caly nasz wyjazd moznaby strescic dosc krotko, cytujac slowa pewnego ksiedza misjonarza: „Mialem troche czasu, to przyjechalem”.
Co my tu narobilysmy, to tak do konca nie umiem powiedziec. Choc przez te dwanascie miesiecy bynajmniej sie nam nie nudzilo:
- dopilnowalysmy skopiowania niezliczonej ilosci tekstow
- wykonalysmy kilka transparentow na szkolne przedsstawienia
- okolo miliona razy powtorzylysmy „Nie bij, nie uderzej nikogo”, zeby po kilku sekundach znowu zobaczyc, jak ktos kogos udarza
- milion razy pochwalilysmy z aladne wykonanie rysunku, za ladny rysunek
- przewiozlam niezliczona ilosc litrow gazu na pace
- dowiozlam do domu tony warzyw, miesa, proszkow do prania i wszelkich innych produktow
- niezliczona ilosc razy zostalysmy przytulaone lucb przytulilysmy stworzenia wielkosci od niecalego metra do okolo 1,50 m
- w sporo czol dalysmy buzi na dobranoc
- poglaskalysmy po nieuczesanej glowie
- wymyslilysmy kilka bajek na dobranoc lub opowiedzialysmy juz nam znane
- rozdalysmy mnostwo slodyczy na drugie szkolne sniadanie, za kazdym razem surowo sprawdzajac posiadanie chusteczki do nosa
- powtorzylysmy nieskonczona ilosc razy „tu sroczka kaszke wazyla”, karmiac przy tej okazji dzieciaki od czterolatka poczawszy na osiemnastolatce skonczywszy, na koniec potrzasajac glowa dziecka, bo „Frrru! Poleciala!”
- polaskotalysmy mnostwo delikwentow i niekiedy same zostalysmy polaskotane
- sprawdzilysmy wielokrotnie stan mundurka szkolnego, karcac za brak kokardki, oraz zalozylysmy mnostwo razy przeszkolakom ich niebieskie stroje oraz wielkie muchy
- wymalowalam kazdego dnia na tablicy moich trzecio i czwartoklasistow wesole i smutne buzki, zaleznie od zachowania dzieciakow
- rozdalysmy nieskonczona ilosc pilek oraz konsekwentnie domagaly sie ich zwrotu
- dalysmy dzieciakom tysiac kolorowanek, wystawiajac niekiedy oceny za wykonane dziela, z reguly 70/70
- podarowalysmy maluchom mnostwo kartek na wykonanie samolotu, ktory z reguly potem w tragicznych okolicznosciach ginal
- zagonilysmy mnostwo zwlekajacych i ociagajacych sie osobnikow do jadalni, bo dzwonek juz dawno dzwonil
- krzyknelysmy wielokrotnie ALLELU-JA!, celem przyciagniecia uwagi i uspokojenia towarzystwa
- wysluchalysmy kilku trudnych opowiesci
- odpowiedzialysmy wieczorami na tysiac bardziej lub mniej madrych pytan – siadalysmy z dziecmi przed komputem, zeby okolwiek umialy z nim zrobic – cwiczylysmy „hello” i „goodbye” na zajeciach z angielskiego
- organizowalysmy rysowanie i rzucalysmy maka, podczas robienia figurek z masy solnej
- swietnie bawilysmy sie szkolac katechistow z wiosek, uczac sie od siebie nawzajem
- mnostwo razy wyczyscilysmy zakrwawiony nos
- pozyczalysmy regularnie swoje palce niezbedne do wykonania zadania z matematyki
- rozdalysmy niezliczona ilosc plastrow, polaly rany niesmiertelne woda utleniona, oraz smarowaly pogryzienia komara mascia
- nauczylysmy mlodych boliwijczykow pewnych polskich wyrazen typu dziecko drogie!, chodz, pisz, jedz, tak, nie, dobranoc, i kilka innych, ktorych nie bede przytaczac
- tlumaczylysmy, jak sie rozne inne slowa mowi po polsku, zeby za chwile i tak wszyscy zapomnieli i pytali o to samo
- zrobilysmy mnostwo zdjec, ktore najpierw dzieci ogladaly z wielka radoscia, a teraz beda one dla nas cenna pamiatka
- nakarmilysmy kilkakrotnie boliwijskich polakow pierogami, golabkami i zupa grzybowa
- zaproponowalysmy otworzenie kaplicy, gdzie dzieciaki moga sie troche oderwac i w spokoju pomyslec o waznych rzeczach
- odkrywalysmy wciaz siebie nawzajem Wiecej nie pamietam.
Podsumowujac, nie zrobilysmy nic, czego tysiace osob nie robi na codzien w Polsce w swoich rodzinach, w pracy i wsród przyjaciól. Zadna z nas nie wyobraza sobie, zeby miala do NASZEJ Boliwii kiedys nie wrocic. Que asi sea.
mierzej i domi
PS. Tego posta przygotowalam jakis czas temu, dlatego go wklejam. Teraz, na kilka godzin przed wejsciem do samolotu, nie wiem zupelnie co powiedziec…
PS2. A dlaczego nie ma w tym poscie zdjec to zapytajcie Adolfa!