Bo jak nie…!!!!

Jedna z popularniejszych rozrywek Boliwijczykow jest strajkowanie, choc nie uzywa sie zazwyczaj slowa strajk, a „paro”, czyli cos w stylu „zatrzymanie”. Sprawa jest zlozona, bo rodzajow paro jest wiele.
PIsze to przy okazji strajku nauczycieli, kiedy dzieci w domu i caly czas nie wiadomo ile ten starjk ma trwac. Poki co rzad pokazuje w spotach telewizyjnych, ile zarabiaja nauczycielei i tlumaczy, ze ich zadania sa bezpodstawne i wygorowane.

Samo paro polega na niepracowaniu strajkujacej grupy. To takie jeszcze normalne. Moze tez byc paro + bloqueo, czyli nie dosc, ze strajkujemy, to blokujemy drogi. W mniejszym wymiarze: otaczamy maly centralny plac w Tupizie (na godzine, bo potem obiad :) ), protestujac nie bardzo wiadomo przeciw czemu. W takie cos sie raz wplatalam wjechawszy na plac samochodem doslownie na chwile, a potem nie mogac wyjechac, bo wszystkie wyjazdy zablokowane. Ale po samochod mozna bylo spokojnie wrocic 40 minut pozniej i juz ani sladu po bloqueo.
W wymierze wiekszym szanowni kierowcy boliwijscy blokuja drogi laczace miasta. To przysporzylo nam sporych klopotow tuz przed wyjazdem Dominiki, kiedy to paro oglosili kierowcy autobusow (w Boliwii transport autobusowy nosi wdzieczna nazwe: flota). Najpierw myslalysmy, ze skoro nie jezdza autobusy, to wustarczy znalezc kogos,kto nas odwiezie samochodem. Ale to bylo paro + bloqueo, czyli niczym nie mozna bylo przejechac – a dokladniej, zablokowane byly wyjazdy i wjazdy do miast. Bo tutaj przy kazdym wjezdzie czy wyjezdzie do miasta trzeba uiscic stosowna oplate, czesto pokazac dokumenty. A np. podczas wyborow, czy to rzadowych, czy prezydenckich, czy wladz lokalnych, obpowiazuje calkowity zakaz poruszania sie jakimikolwiek pojazdami, ale to taka dygresja.
Najciekawsze jest to, ze tak naprawde nigdy nie wiadomo kiedy, czy i jakie paro bedzie. Bo tu nigdy nikt nic nie wie, a co najgorsze, nikt sie tym zupelnie nie przejmuje. Z tym mialysmy do czynienia podczas wakacji. Otoz pojechalysmy do La Paz, skad na dwa dni chcialysmy wyskoczyc do Copacabany, spedzajac tam jedna noc. Wieczorem dzien przed wyjazdem ksiadz Grzegorz (zmartwychwstaniec :) ) powiedzial, ze niegdzie nie pojedziemy, bo nastepnego dnia ma byc paro. Potem jednak okazalo sie, ze paro nie ma i mozemy jechac. Wszystko super, Copacabana bardzo ladna, jezioro Titicaca tez, ale wieczor zaczynaja krazyc wiesci, ze paro ma byc nastepnego dnia i z Copacabany nie wyjedziemy przez dwa dni. A troche sie nam juz do domu spieszylo, zreszta mialysmy tez inne plany (a tu sie nie da nic planowac…), ktore pozostanie w Copacanie mocno komplikowalo (zreszta nie ma tam co robic tyle czasu). I nawet byloby ok, gdybysmy wiedzialy na pewno, ze paro bedzie i ile bedzie trwalo. A tu jedni mowia, ze na pewno sie nie wyjedzie, inni, ze paro nie ma, jedni, ze jeden dzien, inni, ze na pewno dwa, jeszcze inni, ze okaze sie dopiero nastepnego dnia czy paro jest czy nie… No nic, juz nauczylysmy sie troche cierpliwosci (inaczej moznaby szybko zejsc na serce), wiec pomylalysmy, ze moze rano bedzie wiadomo. Gdzie tam. Wrocilysmy wieczorem z Wyspy Slonca, autobusy do La Paz powinny odjezdzac za jakies 40 minut. Wchodzimy, pytamy: „Nie wiadomo czy pojada”, „Nie pojada na pewno”, czyli znowu kij wie. W porywie natchnienia postanowilysmy kupic bilety do Peru, bo lepiej odwiedzic znajomych niz siedziec tyle w Copacabanie, a potem juz biletow do Puno mogloby nie byc. Usatysfakcjonowane podjeta decyzja czekamy na autobus, a po 20 minutach slyszymy wszedzie wokol „La Paz La Paaaz!”, czyli, ze jednak autobusy jada, 20 minut pozniej. I zaczeli sprzedawac bilety… My jednak nie zamienilysmy naszych biletow i dzieki temu spedzilysmy bardzo mily czas w Arequipie i w Majes, ale cyrk byl niezly.

A teraz paro nauczycieli – pierwszy ich obejmujacy caly kraj strajk od objecia rzadow przez Evo i MAS, czyli od ponad pieciu lat. Nie wiadomo ile bedzie trwac. Swoja droga to taki jednodniowy ostrzegawczy juz byl, dzieci do szkoly mialy nie isc, co nie przeszkodzilo polowie nauczycieli wezwac swoich uczniow tego dnia na napisanie sprawdzianu… Czy tu sie nic nie da zrobic porzadnie?

I tu refleksja o polityce grozby. Bardzo mocne jest wrazenie, ze z Boliwijczykami da sie cos zrobic tylko grozba. Tego oczekuja i jest to najsilniejszy impuls do jakiegokolwiejk dzialania. Nasze dzieci np z reguly wogole nie reaguja na zadne prosby czy tlumaczenia, dopoki nie uslysza: „Jak tego nie zrobisz, to…”. Czy chodzi o posprzatnie zabawek, czy pospieszenie sie przy wyjsciu do szkoly, odrobienie zadania, wykonanie dyzuru. I miedzy soba tez ciagle kroluje „Bo jak nie, to cie uderze”. To tak na mala skale. A ja mam wrazenie, ze konsekwencja tego oczekiwania na postraszenie czyms sa i te blokady na drogach i np. kary za niobecnosc na zebraniach szkolnych. To ostatnie to cos, co mnie bardzo zszokowalo. Otoz na jednym z pierwszych zebran w roku szkolnym, rodzice sami ustalaja stawke jaka placic maja spoznialscy i nieobecni. I mowia wyraznie,m ze musi to byc dotkliwe, zeby rodzice na zebrania przychodzili – bo bez takiego straszaka malo kto by sie zjawil. Przykre to… Ale wszystko dzial na zasadzie polityki strachu.
My Polacy mamy chyba zupelnie na odwrot, jesli ktos nam czyms grozi, to raczej dzialamy na przekor. I mysle, ze nasze zachowanie, mimo pewnych minusow, jest zdecydowanie bezpieczniejsze i ogranicza mozliwosc manipulacji, podczas gdy postawa strachu ulatwia kontrole nad innymi.

Wracajac do nauczycieli. Najpierw byl jednodniowy strajk ostrzegawczy. Potem strajk dwudniowy. Nastepnie straj trzydniowy. Wieczorem dowiedzielismy sie, ze rozpoczal sie strajk, ktory nie wiadomo ile ma trwac. Nauczyciele juz blikuja drogi w okolicach La Paz i Cochabamby. Od poltora tygodnia dzieci wlasciwie nie chodza do szkoly, bo strajk przeplatany jest zebraniami w godzinach zajec. Patrzac pozytywnie, jest troche czasu na nadronienie zaleglosci, nauke tabliczki mnozenia (jesli ktos zna jakis cudowny sposob na jej zapamietanie to bardzo poprosze o rade, bo zwlaszcza mala Carlita ma z tym ogromny problem!). A tak poza to, to mozna tylko czekac i obserwowac rozwoj wydarzen.

Z kraju blokad, strajkow i grozb pozdrawiam,
mierzej