Chłopcy z Casity

Naszych chłopaków znamy już 1,5 miesiąca. Czas najwyższy, aby co nieco o nich opowiedzieć. Jak pisałam poprzednio, mamy ich 40 w Arequipie. Najmłodszy z nich to 11-latek, a najstarszy 23-latek. W internacie przebywają z najróżniejszych powodów, bynajmniej nie są one pozytywne.

W Casicie tylko jedno dziecko pochodzi z pełnej rodziny, czyli ma mamę i tatę w rzeczywistości, a nie tylko teoretycznie. Pozostali żyją tylko z mamą, ciotką albo z dalszą rodziną. Renzo np. na weekendy chodzi do swojego ojczyma. Jego mama po rozwodzie z ojcem przeprowadziła się do innego mężczyzny, ale związek z nim także się rozpadł, więc wyjechała do Limy. Renzo (14 lat) nie chciał wyjeżdżać do stolicy, bo tu się uczył, miał przyjaciół. Ojczym zgodził się go przygarnąć, został więc w Arequipie. Dla matki o tyle ułatwia to sprawę, bo ma jeszcze 4 młodszych dzieci. Sytuacja Davida (15 lat) jest jeszcze bardziej skomplikowana. Jego rodzice nie żyją, a dwie ciotki, które ma, nie są zbyt przychylne, aby przyjmować go na weekendy. Wszystkie rodziny chłopców żyją w trudnej sytuacji materialnej. Najczęściej mieszkają na obrzeżach miasta w małych domkach zbudowanych z cegieł, ale bez podłogi i wody. Niektóre mieszkają w centrum, ale zazwyczaj zajmują mały kąt w jakiejś przybudówce.

Sytuacja w domach jest trudna również ze względu na to, że rodziny są rozbite, przyszywani ojcowie zmieniają się co raz, brakuje stabilności finansowej i też bezpieczeństwa emocjonalnego. Mama Richarda (15 lat) choruje na schizofrenię. Ojciec dawno ich opuścił, siostry się wyrzekły, a sam chłopak też się nie przyznaje do najbliżej osoby w swoim życiu. (Kobieta ma tylko 36 lat.) Niektóre dzieci są męczone fizycznie albo psychicznie. Wiele z nich po weekendzie, kiedy wracają do Casity w niedzielę, są zupełnie rozbite. W ostatnią niedzielę Marco (13 lat) przyszedł roztrzęsiony, długo nie mógł się uspokoić i przez łzy mówił: „W moim domu…. w moim domu…”. Nie był w stanie dokończyć. Niedziela wieczór to najgorszy czas w Casicie, jeśli chodzi o dyscyplinę. Mam wrażenie, że chłopcy swoimi wybrykami odreagowują to, co zastali w domach.

Nie opowiadają oni o tym, co mają w domach. Raczej przy okazji czasami coś napomkną. Jednego wieczoru szliśmy na drogę krzyżową do centrum i po drodze spotkaliśmy biednego chłopca, w zniszczonym ubraniu, który coś jadł na schodkach. Widocznie dostał od kogoś. Ten obraz zwrócił uwagę całej grupy, a Joel (13) do mnie: „To ja zanim nie trafiłam do Casity.”

Chłopcy nauczeni są kombinować. Kłamstwo jest jakby wpisane w naturę wielu z nich. Często mam wrażenie, że nie rozróżniają kłamstwa od prawdy, jakby jedno i drugie miało taką samą wartość. Także kradzież nie jest czymś nadzwyczajnym. Regularnie giną przybory szkolne, z których korzystają wszyscy. Także gry stołowe, czapki, ubrania, a nawet telefony czy aparaty znikają dość często. Szafki na ubrania i biurka nie są zamykane na klucz tak jak w Casicie w Limie. Ma to nauczyć zaufania i poszanowania cudzych rzeczy. Mam nadzieję, że ten cel będzie niebawem osiągnięty. Oczywiście są chłopacy, na których można polegać, którym można zaufać. Jednym z nich jest koordynator internatu Hossey (18 lat). Rzeczywiście jest odpowiedzialny, a do tego świadomy swoich zasad i wartości, pewny siebie, ale nie zuchwały. Także Ernan (23 lata) zawsze służy swoją pomocą i dobrym słowem.

Bywa, że chłopcy są kreatywni i pełni zapału do jakiegoś zadania. Niestety nie zdarza się to często. Zazwyczaj to ci leniwi ciągną w swoją stronę tych bardziej chętnych do pracy. Nawet starsi robią tylko to, co do nich należy, a coś ponad przychodzi im z trudem. Przykładem może być sytuacja z zeszłego tygodnia, gdy pakowaliśmy kaszę i fasolę dla potrzebujących. Cristian (18 lat) zaczął coś burczeć pod nosem (zresztą nie tylko on), że to nie jego praca, on już swój dyżur wypełnił. Tomek na to bez ogródek: „Jesz za darmo, śpisz za darmo, uczysz się za darmo i nie chcesz pomóc biedniejszym od siebie”. Poskutkowało. Co prawda z wielkim bólem chłopak zabrał się do pracy. Podobną sytuację mieliśmy na początku marca. Ksiądz zaproponował, że zrobimy teatr na wizytę Don Bosco. Przygotowaliśmy różne materiały, przykładowe scenariusze itd. Jednakże już na samym początku, gdy mieliśmy podzielić się na grupy, praca legła w gruzach. Chłopakom po prostu się nie chciało. Nie można ich było uciszyć, a co dopiero robić teatr. Wyszliśmy z sali. Ostatnio identyczną sytuację miał Jesus (psycholog), który zaplanował ciekawe warsztaty. Wyszedł z sali po 10 minutach. Wielkim sukcesem jest to, że przynajmniej w czasie odrabiania lekcji i nauki jest cisza. Pracujemy nad tym ja, Tomek i starsi chłopcy.

A może to taka natura dzieci, że są kreatywne tylko wtedy, gdy chcą. Np. w czasie wolnym wykazują się o wiele większym zainteresowaniem, zapałem i pomysłowością niż w czasie zaplanowanych zajęć. Czasami zrobią jakiś numer, że tylko łapać się za brzuch ze śmiechu, albo za głowę z przerażenia. Jednego dnia, gdy mieliśmy wolny czas, zniknęło mi 3 chłopców. Po przejrzeniu boiska, znalazłam ich na drzewie, rozłożonych jak w łóżku. Stwierdzili, że skoro mają wolne, to sobie pośpią, a konar drzewa, to najbezpieczniejsze miejsce, żeby nikt im nie przeszkadzał. Podobnie w czasie rozmów wymyślą niejednokrotnie coś niesamowicie ciekawego, absurdalnego czy śmiesznego.

Chłopcy nie są przyzwyczajeni do ciepłego, delikatnego dotyku. Na jednych z naszych zajęć artystycznych poruszaliśmy się w rytm spokojnej muzyki i Tomek podszedł do Jorge (13 lat), położył mu ręce na ramiona, aby pokazać mu rytm. Chłopak skulił się, jakby ktoś miał go zbić. Smutne to. Wnioskuję, że rzadko, albo nigdy nikt go nie głaskał, przytulał. Jakiś czas temu ja miałam z kolei inne zdarzenie. Rano, gdy przyszłam budzić chłopaków, najpierw włączyłam spokojną muzykę, aby nie zrywać od razu wszystkich na równe nogi i sama położyłam się na chwilę na jednym z wolnych łóżek. Podszedł wtedy Adilson (13 lat) i wgramolił się, żeby się przytulić.

Nasi chłopacy są wrażliwi, potrzebują czułości, akceptacji, głaskania, ale jeszcze bardziej potrzebują konkretnych reguł, prawdy i sprawiedliwości. Często nie doświadczyli tych wartości w rodzinnych domach, dlatego są zagubieni. Właśnie te wartości: prawda, sprawiedliwość, miłość, systematyczność i praca chcemy im przekazać w czasie naszego pobytu.

Imiona osób opisanych w tekście zostały celowo zmienione.