Zambia: szkoła już stoi!

Śpieszę ogłosić Wam naszą radość wielką, że projekt szkoły w Kapiri Mposhi stał się budynkiem! Odbyło się otwarcie i poświęcenie nowej szkoły, a czerwoną wstęgę przecinał sam nuncjusz Zambii i Malawi arcybiskup Nicola Girasoli, który w ostatniej chwili zmienił swoje plany, by przybyć na naszą uroczystość. Był to dzień pełen wrażeń i prawdziwej radości dla wielu osób, nie tylko dla nas. Trudno opisać, to co działo się we mnie tego dnia. Patrzyłam z zachwytem na ten wielki, pięcioklasowy budynek, który powstał w przeciągu niespełna sześciu miesięcy. Niespełna sześć miesięcy ciężkiej pracy wielu ludzi. Kilkadziesiąt par ludzkich rąk stawiało najpierw fundamenty, potem mury, w końcu wieniec i dach, dzień po dniu, w palącym słońcu i strugach deszczu. Przypomniałam sobie zupełne początki – czerwiec i lipiec. Pierwsze problemy, kiedy wykopy pod fundamenty, pod wpływem dużych ilości wody gruntowej, zamieniały się w rwące rzeki, powodując zapadanie się podłoża. Pływające śmieci, brudna woda, dzielni pracownicy brodzący w błocie. Potem, po zalaniu slabu – oddech ulgi – mamy fundamenty! Jednym z najprzyjemniejszych etapów, kiedy progres można było obserwować każdego dnia, było stawianie ścian. Budynek rósł w oczach, wyobraźnia pracowała. Przykrycie dachem to piękny moment, kiedy ma się poczucie, że budynek stanowi całość. Samo obserwowanie etapów jego konstruowania jest niezwykle interesujące. Zbijanie tras, wciąganie ich na mury, przykrywanie blachą. Potem tynkowanie, podłogi, sufity. W ciągu tygodnia szare mury stają się zielonymi ścianami pięknej, nowej szkoły, której uroku dodają świeżo pomalowane, czerwone parapety. Wszystko wykonane w podobnej tonacji do sąsiadujących budynków szkolnych. Na środku placu pojawił się maszt z zambijską flagą, która dumnie powiewała podczas zambijskiego i polskiego hymnu, które rozbrzmiały na początku uroczystości. To był jeden z tych magicznych momentów, kiedy musiała zakręcić się łezka w oku.

Zambia_KapiriMposhi_2009_37

 

Dziś Kapiri Mposhi jest już moim domem. Zambijczycy moimi sąsiadami, przyjaciółmi, rodziną. Już nie jestem „Muzungu”, jestem Moniką. W dniu otwarcia zostałam okrzyknięta Kalulu Girl, a to dzięki mundurkowi, który postanowiłam włożyć tego dnia. Taki sam jak noszą uczniowie z Kalulu School. Odsłonięcie tablicy pamiątkowej i przecięcie wstęgi to były momenty, których nie zapomnę do końca życia. I nie tylko dlatego, że są to najbardziej podniosłe chwile, że ludzie biją brawo, krzyczą, błyskają flesze. Te momenty mają ważny wymiar symboliczny. Coś się skończyło. Dokonało. Powstało. Kilka kresek szkicu, które oglądałam na papierze sześć miesięcy temu, teraz stały się realnym, namacalnym dziełem, które można zobaczyć, dotknąć. Dzieło, które posłuży tysiącom zambijskich dzieci. Dla ich rozwoju, przyszłości, dla ich radości. Tę radość odczułam bardzo, kiedy po oficjalnej części, wymknęłam się z miejsca stanowiącego centrum uwagi i dołączyłam do bawiących się głośno i radośnie uczniów Kalulu School.

To był jeden z TYCH momentów. Kiedy istnieje tylko ta chwila. Wszystko jest na swoim miejscu. Wszystko nabiera sensu. Jest tylko radość, zachwyt i wdzięczność. Czyli WSZYSTKO…

Monika Laskowska, wolontariuszka w Kapiri Mposhi