Wpis klimatyczny
„Hej stary, spójrz! Tam czarna chmura rośnie w dali”*
Kiedy nie ma lepszego tematu, zawsze można rozmawiać o pogodzie ;)
Chciałem napisać więcej i ze szczegółami o zajęciach w Don Bosco Technical School – szczerze! – ale zmieniłem zdanie. Dziś niedziela, zajęć nie ma, zatem będzie właśnie o pogodzie. Nie martwcie się – wyczerpujący wpis o szkole zamieszczę już niedługo.
Człowiekowi przyzwyczajonemu do dynamiki umiarkowanego klimatu ciężko śledzić zmiany pogody, które tutaj – w połowie drogi między równikiem, a zwrotnikiem – mają inny, bardziej łagodny charakter. W Polsce, kiedy nie leje cięgiem przez tydzień lub dłużej, mówimy o wyjątkowo dobrych warunkach; odpowiednio, kiedy leje przez tydzień lub dłużej, używamy innych, nieraz brzydkich określeń. Tutaj od początku mojego pobytu nie widziałem jeszcze ani kropli deszczu i wydawać by się mogło, że każdego dnia jest tak samo. Ale nie jest – po zimnym lipcu, chłodnawym sierpniu, ciepłym wrześniu przyszła pora na gorący październik, a jednocześnie widać coraz wyraźniej znaki zbliżającej się pory deszczowej. Wczorajszy dzień był najbardziej pochmurny ze wszystkich dni, które dotąd tu spędziłem – bez zwyczajowo pięknego wschodu słońca i bez jeszcze piękniejszego zachodu, za to z poszarzałym niebem i narastającym od zachodu wałem ciemnych chmurzysk. Wieczorem prawie jednocześnie mogliśmy obserwować trzy współgrające ze sobą zjawiska: błyski piorunów i grzmoty dobiegające z niedaleka, właśnie spod tych chmurzysk, fajerwerki puszczane przez kogoś nad miastem, oraz awarię prądu (która zdarza się nam średnio raz na tydzień, więc nienajgorzej i nigdy nie trwa dłużej niż jakieś trzy godziny). Zdziwiłem się nieco, bo sądziłem że jednak za wcześnie na burzę – ale wyjaśniono mi, że pojedyncze nieraz zdarzają się sporo przed początkiem właściwej pory deszczowej. Ta nadchodzi z reguły z końcem tego miesiąca – jak ironicznie żartują miejscowi, padać zaczyna zawsze w zambijskie święto niepodległości (24. października). Zatem, póki co jeszcze nie padało, ale nie znamy dnia ani godziny!
Względna łaskawość tutejszego klimatu może nieco dziwić, ale pamiętajcie, że ta część Zambii znajduje się na jednej wielkiej wyżynie (więc jestem cały czas na wysokości Turbacza, hehe :), co ma wyraźny łagodzący wpływ. Zresztą możliwe, że jak tylko zacznie lać, to zmienię zdanie. Poza tym efekt upału częściowo niwelują tu wiatry, które potrafią naprawdę silnie powiać.
Co do samych temperatur: teraz w ciągu dnia skaczą one do około 35 stopni w cieniu, czasem wyżej. Mi akurat nie przeszkadza to w ogóle, to już niektórzy Zambijczycy bardziej narzekają na upał. Ale fakt też, że większość czasu spędzam w zacienionych pomieszczeniach z wentylatorami. Na zewnątrz wygląda to inaczej, po krótkim czasie człowiek czuje się wyschnięty na wiór – bo i wilgotność powietrza jest tu odpowiednio niższa. Za to świetne uczucie sprawia możliwość popływania w jeziorze powstałym po zalaniu nieczynnej kopalni – coś, jak nasz Zakrzówek, ino trochę większy :) Wybraliśmy się tam po raz pierwszy kilkuosobową ekipą tydzień temu, miejsce jest bardzo przyjemne, dzikie, osłonięte, woda czysta i głęboka. Niektórym się tak spodobało, że zaczęli robić krótkie wypady w ciągu tygodnia – to jakieś 30 minut jazdy rowerem w jedną stronę. Ja tak jeszcze nie próbowałem, ale pewnie też tak zrobię.
Obecność takiego “wodniackiego” tematu sprawiła, że strasznie mi się zatęskniło za żaglami. Zresztą nie tylko mi – z ks. Mariuszem, który również żegluje, ostatnio przegadaliśmy kawał wieczoru tylko na ten temat. Zatem szczególne pozdrowniena płyną tym razem do “tych co na morzu”, względnie do tych, którzy znajdują lub niedługo znajdą się na różnych, mniejszych i większych akwenach. Stopy wody pod kilem! Wypijcie za zdrowie afrykańskich szczurów lądowych, możecie też przysłać nam jakąś płytę z szantami ;)
Zresztą ten temat pewnie jeszcze kiedyś powróci – jak wezmę jakiś urlop i będę miał czas na szerszą eksplorację Afryki. W zasięgu dwóch dni drogi mam bowiem kilka sporych zbiorników wodnych – wielki zalew Kariba, jeziora Bangweulu i Mweru, nie mówiąc już o Tanganice.
*) Tym razem cytat łączy razem obydwa wątki tego wpisu: meteorologiczny oraz marynistyczny :) Przez “marynistyczny” proszę rozumieć odniesienia do żeglarstwa, a nie do czego innego…