Zambia: Hałasy pod oknem, czyli witaj szkoło!

W ubiegłym tygodniu „dostałam cynk” z Polski, że właśnie rozpoczął się kolejny rok szkolny. Moja mama – nauczycielka – wróciła do pracy, kuzynki poszły do szkoły. Przyszedł też czas na Kalulu School. Holiday się skończyły…

Szur, szur, szur. Stuk, stuk, stuk. Trzaśnięcie. Skrzypnięcie bramki. Cisza. Szur, szur, szur. Skrzypnięcie bramki, trzask. Głosy. Dalekie i bliskie. Krzyki! Otwieram jedno oko. Czerwona tarcza przebijająca się przez moje bordowe zasłonki jeszcze nisko nad horyzontem. Pierwsza myśl – jak dobrze, że dziś nie moja kolej na otwieranie posesji… Jak dobrze w tym ciepłym moskitierowym kokonie… Druga myśl – Co to za hałas? Otwieram drugie oko. No tak – wakacje się skończyły. Dzieci wróciły.  Żegnaj ciszo poranna… Czas wstać ;)

Tu, w Kalulu School (i w całej Zambii), wakacje są trzy razy do roku. Za każdym razem trwają około miesiąca. Przerwy międzysemestralne są w sierpniu, grudniu i kwietniu. I szczerze mówiąc, uważam to za świetny pomysł. Regularne przerwy w nauce są dobre dla uczniów i całkowicie uzasadnione. U nas uczniowie muszą czekać ładnych 10 miesięcy, by móc odpocząć (dobrze, że są chociaż ferie zimowe). A potem całe dwa miesiące laby. Zdążą się rozleniwić i …wiele rzeczy zapomnieć. Krótkie, ale częste przerwy zmniejszają to ryzyko. Myślę, że dobrze wpływają na kondycję psychiczną i fizyczną uczniów. Właściwy koniec roku szkolnego przypada tutaj na koniec listopada, a nowy semestr rozpoczyna się w styczniu. Natomiast na przełomie października i listopada uczniowie piszą podsumowujące egzaminy państwowe.

Pomimo że przestawiłam się już całkowicie na zambijski tryb życia, podświadomie wyczekuję pierwszych oznak jesieni, która zawsze nierozerwalnie kojarzyła mi się z początkiem roku szkolnego…Obecnie trwa tutaj jeszcze pora sucha, ale za kilka tygodni rozpocznie się okres deszczowy z temperaturami, których nie wytrzymują termometry…To zabawne, ale dzisiaj niebo nad Kapiri Mposhi jest prawdziwie jesienne – błękit przesłonięty niemalże całkowicie siwą, pierzastą zasłoną. Jednak zamiast spadających liści – miła niespodzianka – rozkwitają „jakarandy” – moje ulubione tutaj drzewa. Drzewa, które są oblepione kwiatami do złudzenia przypominającymi nasze polskie bzy. Całe korony usypane fioletowym bądź czerwonym kwieciem, pnącym się chciwie ku niebu. Prawdziwa uczta dla oka!

Monika Laskowska, wolontariuszka w Kapiri Mposhi