Zambia: wakacje w szkołach czas zacząć!

W piątek, po raz ostatni przed wakacyjną przerwą, rozbrzmiał szkolny dzwonek w Kalulu School. Plac przyszkolny opustoszał, jedyne ślady obecności uczniów to papierki po słodyczach miotane przez wiatr. Własnie rozpoczęły się wakacje, które potrwają tutaj miesiąc.

Przez cały ostatni tydzień dało się odczuć ogólne poruszenie zarówno w szkole, jak i w naszym domu. Siostry były bardzo zajęte w związku z kończącym się semestrem. Całe wieczory przygotowywały i sprawdzały końcowe testy, a następnie wystawiały oceny. Pokój dzienny zamieniał się wówczas w prawdziwą wytwórnię papieru tudzież  pracownię naukową. To zabawne, bo poczułam się przez moment jak w domu rodzinnym – królestwie moich rodziców-nauczycieli, gdzie takie obrazki nie należą do rzadkości.

Na przyszkolnym (mini)boisku odbyło się ostatnie przed wakacjami spotkanie pożegnalne, do złudzenia przypominające nasze polskie szkolne akademie. Uczniowie ze starszych klas przygotowali zabawny skecz, były przemówienia i śpiewał szkolny chór. To czego u nas nie ma, a do czego tutaj przywiązuje się dużą uwagę, bowiem jest to szkoła katolicka prowadzona przez siostry, to elementy modlitewne. Chór śpiewał pieśni religijne, a Pani Dyrektor Kalulu School zainicjowała modlitwę – plac na moment zamarł w ruchu, uczniowie odmawiali modlitwę w wielkim skupieniu i ciszy. Na koniec Pani Dyrektor zadała na forum kilka sprawdzających pytań (m.in. tabliczka mnożenia) i polecając pupili Bożej opiece ogłosiła wszem i wobec, że Holiday właśnie się zaczęły.

Z wystawionych ocen i punktacji wynika, że dzieci największe problemy mają z matematyką. Miałam okazję obejrzeć egzaminy najmłodszych uczniów. Jedną z części testu były rysunki i muszę przyznać, że byłam zachwycona. Dzieci są bardzo uzdolnione plastycznie i mają naprawdę bujną wyobraźnię.

Nie pierwszy raz zwróciłam uwagę na talent plastyczny Zambijczyków. Już wcześniej zauważyłam, że na ścianach sklepów widnieją imponujące rysunki i napisy wykonane ręcznie, które sprawiają ogólne wrażenie, że Afryka wydaje się  bardzo kolorowa. Kiedy po raz pierwszy znalazłam się na jednej z najbardziej znanych ulic Lusaki – Cha cha cha Road byłam oszołomiona mozaiką kolorowych tablic, szyldów, budynków… Czułam się w jak w tęczowym labiryncie. Podobnie na Freedom Way. Są to ulice już dosyć dobrze mi znane – przemierzaliśmy je wielokrotnie. Stanowią one skupisko sklepów z bogatym asortymentem budowlanym, elektronicznym, hydraulicznym itd., zatem miejsce stworzone dla nas…I jeśli umieścić jeszcze w tym obrazie zielone korony palm, małe niebieskie autobusy (tzw. przeze mnie „mafia niebieskich”, które są w stanie stratować wszystko i wszystkich, co śmie stanąć im na drodze) oraz kobiety ubrane we wzorzaste  i  różnokolorowe citengi, a mężczyźni w koszule rodem z garderoby Cejrowskiego, paleta kolorów najwytworniejszego malarza zostaje wyczerpana. Co więcej, te wszystkie barwy nabierają intensywności w afrykańskim słońcu. Co tu dużo mówić – Afryka kolorami stoi…

Monika Laskowska, wolontariuszka w Kapiri Mposhi