Boliwia – Tupiza: Wesołych Świąt!

Przystrojone witryny sklepowe, ogromne banery reklamowe, czekoladowe Mikołaje, światełka na ulicach… to wszystko w Polsce nieustannie mi przypominało, a wręcz krzyczało, że to już, za chwilę ten wyjątkowy czas w roku – Święta Bożego Narodzenia.

Tutaj w Boliwii, szczególnie na początku adwentu, ciężko było się zorientować, w którym momencie roku jesteśmy. Niemal 30°C na dworze, kaktusy, sklepy zaopatrzone jak zwykle sprawiły, że zaczęłam tęsknić nawet do świątecznych reklam, które zazwyczaj mnie irytowały.

Tylko czy ja naprawdę potrzebuję tej całej „świątecznej atmosfery”, żeby przygotować się na narodziny Pana? Przecież On przyszedł na świat niemal niezauważony, pośród zwierząt, w betlejemskiej grocie. Jak odkryć na nowo piękno cudu Bożego Narodzenia?

Początki adwentu

Chciałyśmy rozpocząć przygotowania do Świąt jak najszybciej, a tu trzeba załatwić formalności, żeby uzyskać wizę. Jedziemy do miasta oddalonego ponad 200 km od Tupizy na 3 dni, musimy zostać tydzień. Przemieszczamy się od urzędu do urzędu, stoimy w długich kolejkach do banku, ale jednocześnie możemy przemyśleć jak spędzimy czas z dziećmi gdy już wrócimy. W niedzielę, kiedy po Mszy św. mamy cały dzień dla siebie, piszę scenariusz i muzykę do jasełek. Może uda się je przedstawić?

Przed Świętami

Na ulicy nie ma jeszcze światełek (pojawiają się dopiero w ostatnim tygodniu adwentu), ale w domu dziecka mamy ręce pełne roboty. Razem z dziećmi przygotowujemy ozdoby: kartki świąteczne, śnieżynki czy mikołaje i bałwanki z patyczków po lodach. W dużej sali powstaje piękna szopka – dzieło tzw. „chicas grandes” (sześć dziewczyn w wieku 15-19 lat), a obok niej pięknie ubrana choinka. Wspólnie lepimy pierogi i wycinamy pierniczki. Co chwila ktoś pyta „Kiedy Boże Narodzenie?” – tak bardzo wszyscy na nie czekamy.

Od połowy grudnia ćwiczymy jasełka. Są one trochę nietypowe – zaczynają się w teraźniejszości, po czym przenosimy się wraz z aniołem i dziewczynką do Betlejem, żeby poznać historię narodzenia Pana. W trakcie pojawia się dużo boliwijskich kolęd i pastorałek. Całość trwa kilkanaście minut.

Na tydzień przed Świętami w parafii zaczyna się program przygotowań duchowych „MONAIN”. Dzieci codziennie przez ok. godzinę wykonują zadania, które pomagają im trochę lepiej zrozumieć tajemnicę Bożego Narodzenia.

Boliwijskie Tradycje

Mimo, że „przywiozłyśmy” tutaj trochę polskich zwyczajów – Wigilijną kolację rozpoczął barszcz z uszkami, pierogi i paszteciki z kapustą i grzybami, a w Boże Narodzenie na świątecznym stole pojawił się makowiec, piernik, karpatka czy kutia (i oczywiście pierniczki) – poznałyśmy też tutejsze tradycje.

W Boliwii świętuje się tańcząc. W ten sposób adorowaliśmy Dzieciątko Jezus w szopce i zaplatałyśmy „trensę” (po polsku warkocze) ze sznurków wokół słupa. Tradycyjnie po pasterce (tutaj „Missa de gallo”, czyli dosłownie Msza koguta) rodziny jedzą picanę – zupę zawierającą 4 rodzaje mięsa. Akurat w tym roku nie miałyśmy okazji spróbować, ciekawe, jak smakuje :)

Istota Świąt

Przygotowań rzeczywiście było dużo: gotowanie, pieczenie, ozdabianie, jasełka (przedstawiliśmy je 2 razy w domu i raz w trakcie Mszy w kościele). Bardzo chciałam, żeby to wszystko nie przysłoniło mi  najważniejszego – cudu Bożego Narodzenia. Cieszę się, że chociaż jestem bardzo daleko od domu, spędziłam te Święta w tak niezwykłym gronie, w domu dziecka w Tupizie. W tym wyjątkowym czasie byliśmy wszyscy razem. Mogliśmy wspólnie na chwilę się zatrzymać i pochylić nad Nowonarodzonym Dzieciątkiem. I chyba to jest właśnie najpiękniejsze :)