Peru, Lima: Powoli lądujemy.

„Pierwszego wieczoru zasnąłem na piasku, o tysiąc mil od terenów zamieszkałych. Byłem bardziej osamotniony niż rozbitek na tratwie pośrodku oceanu. Toteż proszę sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy o świcie obudził mnie czyjś głosik.” (A. de Saint-Exupery, „Mały Książę”)

Coraz bardziej docierają do mnie słowa kolegi, który uczył się pilotowania. Powiedział mi: „najtrudniejsze i najważniejsze jest dobre lądowanie”. Właściwie jeszcze nie jestem w samolocie, ale zbliżam się do lądowania mojej misji w Casa Acogida don Bosco (CADB) – naszym domu dla chłopaków ulicy. Czy faktycznie jest coraz trudniej?

Przez moje pierwsze miesiące pracy, nie będę ukrywał, borykałem się z różnymi problemami. Trzeba było stawić im czoła, a to nigdy nie dzieje się samotnie, raczej ratujemy się dzięki relacjom z ludźmi. Teraz jestem szczęśliwy, że mogę być wśród tych wspaniałych chłopaków. Tak jakby rozbitkowi na tratwie pomagał czyjś głosik. A w sumie to głosiki, dzięki którym nauczyłem się tak wiele. Zobaczyłem, że dużo można osiągnąć ciężką pracą i tym dają mi przykład młodzi panowie z naszego domu. Myślę, że tu poznałem czym jest odpowiedzialność. Właśnie: odpowiedzialność, która bywa ciężarem. Odkrywanie w codzienności funkcjonowania domu, chłopaków, ich zachowań, potrzeb, nauczyło mnie przebywania wśród nich, rozmów na każdy możliwy temat.

Odpowiedzialność, praca, chęci. Czasu coraz mniej!

Tak wiele chciałbym jeszcze dla nich i z nimi zrobić. Powierzone zostały mi dodatkowe zadania. Pracy coraz więcej, a czasu tak mało. Powrót zbliża się nieubłaganie szybko. Chyba dopiero teraz zaczęła się moja praca, dziwne, bo przecież jestem tu już dziewięć miesięcy. Tyle co ciąża. Czyżbym miał rodzić dojrzalszą odpowiedzialność? Wcześniej przecież też pracowałem z chłopakami, byłem wśród nich. A jednak, tak wiele zmieniło się, odkąd mam większe zaufanie do chłopaków, dyrektora, nawiązałem nowe dobre znajomości. Lada chwila trzeba będzie wracać. Będzie bolało.

Pisząc bloga, zastanawiam się, nad czym powinienem się teraz skupić. Przecież nie wszystko było dobre, nie każda sytuacja była na Chwałę Boga. Uczę się przebaczać, odrzucić dumę, skulić się dla dobra drugiego. Jednak zastanawiam się też: ileż razy przeszedłem obojętnie wobec podopiecznego, ileż czasu zmarnowałem. Jak to naprawić teraz? Czy w trudnych sytuacjach nadstawić drugi policzek, dać się obrazić? Czy może nie myśleć o tym i skupić się na tym, co mogę jeszcze zrobić dobrego?

Wiem, że bez Bożej pomocy nic bym nie zrobił. Dziękuję Panu za siły, jakimi mnie obdarza każdego dnia. Dziękuję Wam za każde westchnienie do Niebieskiego w mojej intencji i wszystkich wolontariuszy pracujących na misjach. To dzięki NIEMU i wam jestem tutaj. Nie przestawajcie się modlić!