Nie zgubić mety

META – to słowo w ostatnich dniach słyszeliśmy praktycznie, co kilka chwil! Od kogo? Wypowiadali je uczestnicy Kongresu Salezjańskich Szkół Technicznych w Peru. Dyrektorzy, księża, wychowawcy, nauczyciele przyjechali do Majes na czterodniowe spotkanie, które miało za cel zaplanowanie wspólnej drogi rozwoju szkół na kolejne 4 lata.

Ludzie, którzy przyjechali na te kilka dni do Majes od wielu lat pracują na placówkach salezjańskich. W szkołach technicznych, w których uczą, nie ma miejsca na okrągłe słowa i piękne frazesy – młodzież od razu wyczuje zawartą w nich lipę! Za to jest praca, czasem bardzo ciężko zarówno dla profesorów, jak i uczniów. Właśnie w atmosferze wspólnej pracy odbywa się proces formacji ucznia – tak aby mógł stać się dobrym chrześcijaninem i dobrym obywatelem.

Większość z salezjańskich szkół technicznych to dobrze prosperujące przedsiębiorstwa. Uczniowie mają do dyspozycji duże warsztaty, a efekty ich pracy kupowane są przez wiele przedsiębiorstw. Pomimo znanej marki i dobrej renomy potrzebny jest jednak ciągły progres, bowiem jak grzyby po deszczu wyrastają szkoły prywatne, które kuszą szybszym zdobyciem dyplomu i mniejszą liczbą zajęć, co mocno przemawia do wyobraźni młodego człowieka. Owe METY – cele, które zrealizować mają wszystkie salezjańskie szkoły techniczne – mają na celu podnieść konkurencyjność naszych CetPro. Trzeba jednak pamiętać, że wszystkie te działania są tylko środkiem do celu. Ważne słowa padły na jednej z Mszy Świętych: „pamiętajcie, że wychowawca salezjański powinien mieć w życiu dwie METY ostateczne – Boga i młodzież”.

Te słowa mocno zapadły mi w pamięć. Wspólne przebywanie są bez dwóch zdań znakomitym środkiem dotarcia do młodzieży. Nie można przecież zaczynać ani ewangelizacji, ani wychowania od prawienia morałów i wygłaszania katechez. Trzeba jednak sobie codziennie przypominać o ostatecznych celach wszystkich swoich starań!

Tak przecież wygląda też nasza praca w Majes. Wiele w niej wspólnego grania w piłkę nożną, oglądania filmów (często wcale nie aż tak mądrych i pouczających), nocnego naprawiania zepsutego kombajnu czy po prostu bycia razem. Te wszystkie chwile są niezwykle ważne, ale czy umiemy w ten sposób prowadzić naszych podopiecznych do Boga? Pewnie nigdy się nie poznamy owoców tych setek spędzonych wspólnie godzin, ale METĘ znamy i więc CAŁA NAPRZÓD!!! :)

Jacek