Miało być o pracy, a tu znowu zabawa… ;)

Miało być o pracy a tu znowu zabawa… a dlaczego bo 8 grudnia dla naszego domu szczególna data, i nie tylko dlatego, że w tym dniu obchodzona jest Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, która dla całej wspólnoty salezjańskiej jest bardzo ważna. Dla nas jest to ważna data również z tego powodu, że drzwi w Comunidad de Agcogida don Bosco dla wychowanków są tego dnia oficjalnie otwarte. Chociaż juz od ponad roku CADB przyjmowało swoich wychowanków, to oficjalna data to 8.12.1993. I jak na Peru przystało, zorganizowaliśmy fiestę… czyli gry i zabawy do wieczora. Dzień dla wszystkich rozpoczął się później niż zwykle, więc pospaliśmy aż do 8! (normalnie pobudka jest 6) Najszczęśliwsi byli chyba Ci, którzy wiecznie mają problemy z porannym wstawaniem (a takich nie brakuje… nieme, ja nie heh ;) . Potem… nie, nie śniadanie… potem była modlitwa poranna, wszyscy w dwóch grupach odmówiliśmy różaniec, no a potem świąteczne śniadanie z naszymi gośćmi. Po śniadaniu mięliśmy wspólne gry i zabawy eh się działo. Podzieliliśmy się na 6 różnych grup, i tak: była grupa z Selvy o wdzięcznej nazwie *Ayahuasca* , grupa 5 etapu *Ni pa ti, Ni pa mi*, i inne *Queremos ver a Jesus* lub *Esperanza de don Bosco*, a nasza składała się z wszystkich wychowawców i się nazywała hmmmm…, tylko nie pytajcie, co oznaczała, bo nie wiem, ale wcale nie pomogła nam wygrać. Gry były przeróżne od robienia mumii z papieru toaletowego, wyścigów w workach (hmm moja grupa dzięki mnie przegrała te konkurencje… hehe), przez wyciąganie z wiaderka z woda pomarańczy bez użycia rak, po zjadanie sałatki z banana, mandarynki i ciasta na czas (a te konkurencje z kolei wygrałem heh). Każda z konkurencji nagradzana była gaseosą (czyli Inca cola), co w ten upalny dzień było bardzo przydatne. Po udanej zabawie był czas dla Boga, oczywiście. Msza, na którą chłopcy zaprosili swoje rodziny, zaprosiliśmy również wszystkich naszych dobroczyńców, (przyjaciół etc., których po mszy gościliśmy na wspólnym obiedzie w domu. Nie myślcie sobie, że to był koniec świętowania, o nie hehe, dzień dopiero sie zaczynał. Po obiedzie mięliśmy mistrzostwa w siatkówce i piłce nożnej. Ja z moja ekipa (oczywiście siatkówka) dzieci z trzeciego etapu kontra Br. Jose Louis i jego drużyna (troszkę starsi i wyżsi niż moi wszyscy z 4 etapu). Zwycięzcami okazali się, no a jakże by inaczej, oczywiście My. Mimo zdecydowanej przewagi przeciwnika, zwycięstwo i trzy butelki Inci Coli dostaliśmy w nagrodę… Dzień zakończyliśmy wspólnymi tańcami do wieczora i dzielenie urodzinowego tortu i po takim wyczerpującym dniu wszyscy poszliśmy spać. Rano grafik dnia wrócił na swoje miejsce, wiec pobudka wcześnie rano, nauka i praca… Za tydzień egzaminy na zakończenie semestru i wakacje, czeka nas dużo pracy…