Tańczący Gringo

Nawet nie zauważyłem a tu już przeleciało ponad 2 miesiące odkąd jestem w Peru. Powiem, że to bardzo mało, niby człowiek wie już sporo, dużo się nauczył.. (z językiem włącznie) a jednak każdego dnia pojawia się coś nowego. Każdy dzień jest jakiś taki zaskakujący, niesie ze sobą jakąś nowość!

Przez ostatni czas dużo się u nas działo ale najwięcej czasu i energii pochłonęło spotkanie, na które zjechali się ludzie odpowiedzialni za prowadzenie domów dla dzieci ulicy w całej Ameryce Południowej (od Meksyku przez Haiti, Dominikanę, Wenezuelę, Chile, Boliwię i Salwador – to i tak nie wszystkie kraje). Mięliśmy w domu przygotować obiad dla prawie 120 osób, i przygotować mały pokaz artystyczny. Przygotowania ruszyły pełną parą, kuchnia przez cały tydzień była okupowana, listy zakupów miały po kilka metrów (!) i wszystko chcieliśmy mieć zrobione na „6”. Ale zanim to wszystko dzień wcześniej, mieliśmy mały pokaz tańca dla wszystkich przedstawicieli. Hehe, zgadnijcie kto tańczył? – brawo.. tylko czemu się śmiejecie?? Taniec nazywał się, hmm.. występowaliśmy w strojach inkaskich wojowników. Tańczący Gringo wywołał nie małą sensację wśród widzów, wyróżniałem się z każdej strony a przede wszystkim wzrostem! heh.. Myślę, że pokaz się udał (Dawidzie nie martw się, nie zahaczyłem palcem o lampę, heh). Bo wszyscy zostaliśmy nagrodzeni gorącymi oklaskami. Następnego dnia gościliśmy wszystkich przedstawicieli w naszym Domu, przy dźwiękach tradycyjnej muzyki zaprosiliśmy wszystkich do środka a tam, wszystko było gotowe: stoły nakryte, potrawy przygotowane, hmm.. i to jakie same specjały narodowe od Seviche (surowa ryba przyprawiana oliwką) przez Picarones czy kilku rodzajów ryżu i ziemniaków po inne potrawy, których nazwy nie znam ale były smaczne. Sam szef kuchni, nasz wychowanek Krystian zachwalał, a że nikomu nic po tych potrawach nie było świadczy tylko o tym, jakie były dobre!!! I tak wszystko zakończyło się szczęśliwie, całe spotkanie, hmm myślę, że się udało. Najlepsze i tak zawsze zostaje na koniec: sprzątanie!!! I jak to zwykle bywa nigdy nie ma chętnych! Ale i tym razem chłopcy spisali się na medal J

To była jedna z wielu wizyt gości w naszym Domu, powiem szczerze, że nie ma dnia, żeby ktoś nie przyjechał, nie odwiedził Nas, nie tylko z dalekich krajów. Niedawno również w naszym Domu gościliśmy uczniów jednej ze szkół w Limie. Św.Norberta – tak się nazywała (im więcej znam nazw szkół, tym coraz bardziej zaczynam wierzyć, że każda szkoła tutaj nosi nazwę jakiegoś świętego), również i to spotkanie było bardzo udane. Celem tej wizyty było zapoznanie się z realiami życia w naszym Domu, ale również wspólne gry i zabawy… chłopcy bardzo chętnie brali udział w zabawie przygotowanej przez opiekunów, na zakończenie rozegraliśmy mecz piłki nożnej. Zgadnijcie kto wygrał? Hehe! Wieczorem tego samego dnia naszymi gośćmi byli studenci wydziału psychologii jednego z uniwersytetów w Limie, którzy zorganizowali dla nas koncert muzyki Hip-Hop. Hmm.., ja za taką muzyką nie przepadam, ale koncert nie był dla mnie, a po minach chłopców widziałem, że świetnie się bawili, a i moje nóżki nie raz przytupały do rytmuJ

Nie myślcie sobie, że u nas w Domu cały czas się bawimy… o nie, może to tak brzmi, cały czas nas ktoś odwiedza, ale poza tym mamy mnóstwo pracy, w naszym grafiku nie ma miejsca na nudę ale o tym w następnym odcinku…