„Wszystko jest wtedy, kiedy nic dla siebie”

Czwarty tydzień w Ghanie i nasz pierwszy wpis…wiele można by było napisać o Internecie, z którym od początku naszego pobytu nie bardzo się polubiliśmy, natłoku obowiązków i wielu innych, ale my… (jak to na sportowców przystało) poprzestaniemy na obietnicy, popracowania nad naszą skutecznością :D Jak już wspomnieliśmy trzy tygodnie za nami…trzy tygodnie ciężkiej pracy, w których ciekawość Ghany, powoli przeradza się w uwielbienie / miłość / fascynację dla tego kraju. Nie bez znaczenia są ludzie, których mamy przyjemność spotykać na swojej drodze (począwszy od wielu wolontariuszy z całego świata, po miejscowych ludzi, którzy poprzez swoją życzliwość pozwalają nam czuć się jak w domu). Chcąc przedstawić wszystkich tych, którzy poświęcają swój czas dając siebie innym czytanie zajęłoby Wam pewnie 2 dni, albo co gorsza przewinęlibyście ten fragment i nasza robota poszłaby na marne :P Dlatego powiemy tylko (nie skrywając uczucia dumy), że najliczniejsza grupa przyjechała z … Polski, a są wśród nas również wolontariusze z Włoch, Austrii, Niemiec, oraz Argentyny.

Jak to w życiu bywa nie zawsze jest kolorowo, i nasz pobyt nie zawsze bywa usłany różami. Choroba Romka (pozdrowienia dla Ciebie! milo było nam Cię “gościć”), wizyta w Zongo (tzw. slumsy-najbiedniejsze miejsce w okolicy), czy tez oczekiwania niektórych ludzi, postrzegających nas jako chodzące świnki skarbonki nie należą do przyjemnych momentów.  Zdarzały się również “hardcory” – nocne wstawanie Maćka o 2:30 w nocy (na poranny Jogging zaplanowany na 5:30) i powrotne jego “wrambolenie bambolenie się” na łóżko (ciekawskich odsyłamy do próby rozszyfrowania słów piosenki z Kubusia Puchatka:), czy tez podróż JEDNA taksówka w 7 osób :D

Pisząc o dotychczasowym pobycie nie wypada nie wspomnieć o 7 dniowym obozie sportowym, w którym pełniąc rolę trenerów braliśmy CZYNNY udział(nie przez przypadek słowo czynny napisane jest z dużych liter. Jak się zaraz przekonacie- to był intensywny tydzień). Każdy nasz dzień zaczynał się pobudką o 5:00 (no może za wyjątkiem jednego dnia – patrz wyżej :D Na godzinę 5:45 zaplanowany był półgodzinny jogging, następnie msza, śniadanie, pierwsza sesja treningowa, obiad, druga sesja treningowa, kolacja, program wieczorny i długo wyczekiwany sen! Każda z wyżej wymienionych składowych dziennego programu (nie wiedzieć dlaczego) nie mogła się odbyć bez naszej obecności… no ale co tam – przeżyliśmy :D W obozie wzięło udział 33 zawodników, którzy wykazując się nad wyraz dużym zaangażowaniem poznawali tajniki techniki i taktyki piłki nożnej oraz siatkówki, jak również praktyczne ich wykorzystanie na boiskach. Tydzień ciężkiej pracy zwieńczony był meczem sparingowym piłki siatkowej (zwycięstwo Maćkowej drużyny-OLE!) oraz turniejem piłki nożnej, w którym udział wzięły 3 drużyny (1 zwycięstwo i 1 przegrana… bilans niby nie najgorszy, ale rewanż i tak weźmiemy!).  Ani się nie obejrzeliśmy, a było po obozie. Po rozdaniu dyplomów i nagród dla najaktywniejszych uczestników obozu (my również (ku wielkiemu naszemu zaskoczeniu) dostaliśmy małe upominki doceniające nasze zaangażowanie) obóz oficjalnie dobiegł końca. Chciałoby się napisać, że poranne wstawanie i jogging weszły nam w krew i codziennie rano biegamy do skrzyżowania i z powrotem, ale po wielu obietnicach z naszej strony nie wiedzieć, dlaczego nic z tego nie wyszło….. podejrzewamy jednak, iż istotną rolę może odgrywać  5:00 rano!!!!!!

Po ciepłym przyjęciu oraz intensywnych trzech tygodniach, pełni nadziei zamierzamy kontynuować swoją pracę, aby uśmiech dzieci, który wywołaliśmy swoim przyjazdem nie opuścił ich przez cale 3 miesiące naszego pobytu. Bo nie ma większej nagrody i nic tak nie mobilizuje do działania jak uśmiech drugiego człowieka i poczucie, ze jesteśmy tutaj potrzebni! :)