Sudan Południowy: Misja to dzieło wielu

Praca misyjna jest piękną pracą, ale też bardzo cieżką. Szczególnie, gdy pojawiają sie myśli, że tu chyba nic się nie uda zrobić, bo ludzie są skupieni tylko na dniu dzisiejszym – na tym by przetrwać to ‘’dziś’’. Jest to oczywiście zrozumiałe,ponieważ sytuacja w jakiej znajduje się Sudan Południowy jest już od wielu lat – mówiąc delkatnie – kryzysowa.  Do tego ceny ostatnio tak wzrosły, że nawet ja rezygnuję z kupna owoców czy nawet ciastek. Cena paliwa wzrosła w ostatnich kilku dniach o ponad 200 procent, co poniosło za sobą wzrost cen wszystkich produktów i głód zajrzy do jeszcze większej liczby domów. Wzrośnie przestępczość. Ludzie będą cierpieć.

Moim największym zmartwieniem są Chłopcy Ulicy, z którymi pracuję. Często wydaje mi się, że udają przyjaciół, by przez to zyskać okazję i coś od nas dostać. Potwierdzenie tego znajduję w tym, że jak nie dostaną tego czegoś (od jedzenia, ciastek, masła orzechowego, przez telefon, aparat fotograficzny, po małe plastikowe dinozaury) to w sekundę zmieniają się o 180 stopni. W swych próbach się nie poddają, cierpliwie czekają na kolejną okazję i gdy tylko się do nich uśmiechniemy, wtedy oni nasz uśmiech traktują jako most, przez który mogą przejść i zapytać znów o coś co chcą – zupełnie jakby to było już ich nałogiem – z jakąś dziwną nadzieją, naiwnością wręcz, że im wtedy nie odmówimy. A gdy odmówimy jednej rzeczy to pytają o inną z wymienionych i żeby to przerwać trzeba dobitnie powiedzieć STOP!. Tym bardziej, że wiemy, że 15 minut temu skończyli posiłek czy ich ubrania wcale nie są w złym stanie, a chcą kolejne bo dostał je inny chłopiec, a oni są – delikatnie mówiąc – zazdrośni.  Bardzo chciałbym im pomóc, dałbym nawet to co moje, ale to tak jakby pragnąć zapełnić coś co nie ma dna, do tego to tylko wzmogłoby ich podstępność i mogłoby zachęcić resztę do takiego postępowania (bo na szczęście nie wszyscy taką drogę obrali). Czasem też mam wrażenie, że zaprzyjaźnienie się z większością osób z którymi obcujemy tu na codzień jest niemożliwe. To smutne, gdy widzą nas tylko jako „zaopatrzeniowców”. To ciężkie żyć w ciągłym dystansie. To wcale nie daje siły do pracy choć z drugiej strony powinno zrodzić się z tego pragnienie, by mocniej nad tym pracować, tylko po kolejnych próbach uświadamiam sobie, że to jak uderzanie głową w mur. Ciężko jest też pracować z kimś kto widzi winę swojej sytuacji wszędzie tylko nie w sobie (mówię teraz o dorosłych) i obwinia np. misjonarzy że nie dają mu wiedzy, podczas gdy sam chyba nigdy nie był w szkolnej bibliotece (a czytać nauczyli go misjonarze lub byla to ich inicjatywa) . Ciężko jest pracować z kimś kto tylko gada, a ręce nie palą mu się do niczego.

Pomaga mi za to i buduje mnie spotykanie ludzi, którym się jednak udało w tych samych ciężkich warunkach coś osiągnąć. Pomaga mi widok chłopców, którzy po prostu są obok i choć dziura na spodenkach sięga kolana – czyli biegnie przez całe spodenki – to oni nie obwiniają nas za to, a gdy uda nam się dać im spodenki to są prawdziwie wdzięczni. Pomaga mi widok chłopców, którzy zamknięci w sobie (domyślam się, że przez zranienia z przeszłości) otwierają się powoli i po tych prawie trzech miesiącach nie 20 metrów, a już tylko 10 idą za nami i podchodzą do nas przy pomniku Matki Boskiej, wspólnie z innymi chłopcami klękając do modlitwy. Pomaga mi spotykanie na swojej drodze ludzi, którzy starają się zrozumieć Ewangelię i proszą by ich uczyć, by uczyć ich o rodzinie, pytają jak zakładać trwałą, chrześcijańską rodzinę.  Pomaga mi świadomość, że jestem tylko narzędziem w rękach Boga i nie ja tu mam zmieniać a On. Pomaga mi modlitwa moja i modlitwy ludzi, którzy się za mnie modlą (jakoś mocno to czuję).

Rozwiązania pojedynczych spraw pojawiają się dość szybko, choć z drugiej strony lista spraw do rozwiązania wydłuża się.

Tak jeszcze chwilę rozważając – bardzo ciężko jest uleczyć człowieka żyjącego w środowisku, które tylko wzmacnia chorobę i każde dziecko razem z przejmowanym od starszych rozumieniem świata zaraża się nią automatycznie. Wielka epidemia, na którą wielu nie chce przyjąć leku, choć na recepcie widnieje tylko jedno lekarstwo: Żywa Ewangelia.
Podsumowując: ciężka jest praca misjonarza, ale też pomoc od ludzi i od Pana jest szczególna i czasem widoczna jak na dłoni. Ciężko jest, gdy zapomina się, że się nie jest samym. Ciężko, gdy patrzy się na swoją pracę tak jak to robi większość tu, czyli w perpektywie dnia lub dwóch. Ten błąd krótkiego widzenia sprawia, że nie ma nadziei na zmianę, siły opadają, a motywacja także gwałtownie spada. Dopiero przypomnienie sobie, że się tu nie jest samemu – bo w tym dziele przecież biorą udział conajmniej tysiące osób i że praca misjonarzy od setek lat przyniosła na ich przestrzeni wielkie zmiany zmienia punkt widzenia, dodaje siły i cierpliwości tak tu potrzebnej.

Po tym dłuższym rozważaniu mam do was ogromną prośbę: proszę – nie przestawajcie pomagać innym, chyba że sami potrzebujecie pomocy. Proszę też – nie przestawajcie modlić się za nas nawet wtedy, gdy Wam jest ciężko. Nieśmy razem naszą biedę i jeśli sił starcza to też biedę innych z nadzieją, że inni też pomogą nam nieść to, co będzie dla nas za ciężkie. Tylko wtedy to wszystko ma sens. Tylko wtedy z głową do góry staniemy i nie będziemy już się łatwo poddawać. Tylko wtedy zajdziemy daleko, jeśli pójdziemy do przodu razem, pamiętając, by rozglądać się na boki i za siebie, bo tam ktoś może z nadzieją czekać na naszą pomoc w swojej biedzie. W pewnej mądrej bajce nie zawsze zając był na przedzie i metę to żółw pierwszy przekroczył, co podpowiada mi, że pośpiech i zuchwałość wcale nie gwarantują wygranej. Pamiętajmy też, że nie jesteśmy sami. Ja obiecuję pamiętać, że wielu tworzy to dzieło, które przy ciężkiej pracy wyda swe owoce trochę później niż za dwa dni. I o tym, że nad wszystkich czuwa sam Pan Bóg.

DSCN8634
Codzienne odwiedziny i modlitwa do Matki Wspomożycielki

Ps. Pewien chłopiec śpiewająco tłumaczy to, co ja próbowałem kilka linijek powyżej . Nazywa się Christopher Duffley, a tytuł piosenki to ,,Lean on me’’. Pozdrawiam Was serdecznie :).

Kazik

POMÓŻ DZIECIOM ULICY W WAU!